Wychodząc z młodym na spacery, nieraz spotykam entuzjastów, którzy po zobaczeniu jego zachowania stwierdzają, że koniecznie chcą mieć jacka. Gdy pytam o powody, przyczyny pojawienia się takiej nagłej chęci, zwykle słyszę odpowiedzi, które powodują moje nagłe, mentalne omdlenie/opadnięcie rąk do samej ziemi wraz z majtkami (przed tą opcją, nawet w myślach, bronię się zimą)/chęć popukania obcej osoby w głowę i zapytania “hello, jest tam kto?!”. Zazwyczaj bowiem są to absolutnie złe powody posiadania jack russella, ba! to złe powody posiadania psa w ogóle, choć część z nich tyczy się jedynie tej rasy. No, to zaczynajmy.
Najczęstszy powód: bo on taki mądry. Zazwyczaj słyszę to w momencie, gdy młody robi coś, co właśnie mu kazałam zrobić. Niestety, przekonałam się, drążąc ten temat, że ludzie są przekonani, iż jack rodzi się z wbudowaną funkcją rozumienia języka polskiego oraz pewnych poleceń. Wszystkich entuzjastów takiego toku myślenia muszę zasmucić: nie, nie rodzi się taki. Tak samo, jak labrador nie rodzi się, kochając wszystkie dzieci wkładające mu palce w oczy czy w tyłek, zaś amstaff nie rodzi się z dokładnym planem wymordowania wszystkich dookoła. Myśl, że jacka trzeba czegoś nauczyć, żeby to umiał, wydaje się dla niektórych światłych umysłów nie do przeskoczenia. Gdy już to jednak jakoś przetrawią, są oni przekonani, że mądrość jacka objawia się inaczej – z pewnością uczy się on łatwo i szybko, bez problemu przyswajając każde ludzkie słowo i delektując się nim, z radością wykonując wszystkie polecenia ZAWSZE. No, to kolejny zawód – owszem, uczy się łatwo, bo to jest inteligentna bestia; przy odpowiedniej motywacji uczy się również chętnie. Co nie znaczy, że zdobycie tej motywacji jest łatwe – trzeba ją zdobywać tak, żeby pies jednocześnie był zmotywowany do pracy, a nie nakręcony na nagrodę. Ale gorsze jest to, że jack uczy się o wiele łatwiej i szybciej rzeczy, które niekoniecznie podobają się człowiekowi, natomiast ogromnie podobają się jemu samemu. Tak więc, dementując: nie, jack nie rodzi się z wyuczonymi komendami, znajomością języka rodzimego właścicielowi i naturalną skłonnością do oczekiwania na to, co powie właściciel. Gdy mówię takim ludziom, że wychowanie i nauczenie pewnych sztuczek mojego psa zajęło mi obecnie ponad rok, a to i tak dopiero czubek góry lodowej – łapią się za głowę. Gdy mówię, że pracujemy codziennie, czy to w domu, czy na dworze, nieraz i wychodzi nam w sumie po parę godzin, łącząc wszystko, co robimy w ramach treningów, spacerów, zabaw – pada argument, że oni nie mają czasu. Bo studia, dzieci, rodzina, praca, imprezy, zmęczenie. Zupełnie, jakby właściciele ogarniętych jacków tego wszystkiego nie mieli, tylko żyli jedynie dla pracy z psem, pieniądze czerpiąc ze źródełka złota w piwnicy i mając służących do wszystkich, codziennych bzdur.
Co więcej, odnośnie psiej mądrości – ludzie chcący mieć jacka z głupich powodów często myślą, że jest to tak mądry pies, że zrozumie on np. fakt, że właściciel w czasie weekendu bawi się z nim cały czas, a potem przez tydzień pies łazi jedynie 5 minut wokół bloku. I że nie będzie przez to wył, niszczył – a jak będzie, to znaczy, że jest wredny i złośliwy. Albo, że pies nauczony ciągłych zabaw i zwracania na niego uwagi w okresie szczenięctwa naturalnie pojmie, że gdy dorósł, to już nie jest taki rozkoszny i powiem nieco ogarnąć tyłek, bo nikt nie będzie się przecież tak z dorosłym psem bawił, nie? To przykre, że człowiek nie dostrzega swojej winy w zachowaniu swojego psa, bo tak naprawdę to właśnie właściciel jest odpowiedzialny w dużej mierze za to, co robi pies – i to dobre, i to złe.
Następny argument przemawiający za posiadaniem jacka: bo one są takie rozkoszne, słodkie etc. Bo mają TAKIE oczka, TAKIE uszka, TAK merdają ogonkiem, TAK sympatycznie wyglądają i w ogóle. No owszem są – tylko dziwnym zrządzeniem losu ludzie wychodzą z założenia, że jak coś jest takie słodkie, to powinno leżeć na kanapie i ładnie wyglądać (swoją drogą, czemu nikt nie myśli tak o mnie? Chętnie poleżałabym na kanapie i jedynie ładnie powyglądała). Są wprost zaszokowani, gdy mówię, że TAKI piesek może coś zniszczyć w domu. Albo że może ciągle szczekać (choć tutaj wiele osób stwierdza, że szczeka na pewno też słodko – są różne zboczenia). Albo że potrzebuje dużo ruchu, a do tego wysiłku nie tylko fizycznego (bo młody może biegać cały dzień, póki go nie zmuszę do odpoczynku w klatce), ale również intelektualnego, czyli ćwiczenia komend, posłuszeństwa. To ostatnie to w ogóle zakrawa prawie na znęcanie, bo jak można TAKIEGO pieska zmuszać, żeby coś robił i był posłuszny! On jest i tak błogosławieństwem, bo… jest. Tutaj dochodzi jeszcze argument o tym, jakoby ten mały, słodki piesek był super delikatnym w obyciu stworzonkiem. Zawsze wówczas tłumaczę, że ja swojego uczyłam np. świadomości tylnych łap między innymi po to, aby mi ich ciągle nie wkładał w oczy, gdy chodzi rano po łóżku. I że jest tak kruchy i eteryczny, że jest w stanie mnie pociągnąć w zimie po oblodzonym chodniku. Albo przesunąć drewniane, dwuosobowe łóżko, bo akurat szarpie za zabawkę, która jest przyczepiona do jego nogi. Ot, eteryczna istota.
I kolejny z trójki argumentów, które mnie dobijają: on jest taki mały, więc wszystkie koszty jego utrzymania są małe. Oczywiście, jest w tym nieco prawdy – na pewno je mniej niż owczarek niemiecki, to pewne. I pewnie generalnie bym się z tym zgodziła, gdyby nie pieniądze, które na niego wydaję – wcale niemałe. Choćby na zabawki – tych ma tyle, że, no właśnie, za psami rzucać, bo nie każda jest odpowiednia, ale co więcej – te ulubione mogą w ułamku sekundy ulec całkowitej bądź częściowej degradacji. Tak stało się z piłką z lanej gumy (która wytrzymuje temperatury od -40 do +40 stopni i przy odpowiednim uderzeniu byłaby doskonałym narzędziem mordu), która została z młodym całe 10 minut pod kanapą u znajomych. Jacki uwielbiają rozpruwać, mordować, bebeszyć i rozkładać wszystko na czynniki pierwsze. Z tego też powodu na zabawki idą niebotyczne pieniądze. U nas podobna kwota poszła na przygotowanie młodego do zostawania w domu. No bo klatka, posłanie do klatki, kong i inne pierdoły – i kilka stów odleciało z naszych kont. I żeby nie było: nie, nie żałuje tych wydanych pieniędzy, bo uważam, że wszystkie te rzeczy przydają się nawet w większym stopniu, niż zakładałam, ale dla niektórych wydanie kilku stów na małego psa to jakaś gruba przesada.
Mogłabym tutaj dodać również pieniądze na szkolenie, na które właściciel sobie z jackiem pójdzie (choć to nadal temat tabu, zupełnie jakby udział w szkoleniu czy treningach uwłaczał właścicielowi i psu), a także pieniądze na psychiatrę dla kogoś, kogo niewychowany i “słodki” jack doprowadził do załamania nerwowego i prób samobójczych, ale nie będę aż tak skrupulatna.
Tak więc w skrócie (hihi) to właśnie trzy najgłupsze powody, którymi można argumentować chęć posiadania jacka. Jeśli na nie wpadłeś – kup sobie interaktywną maskotkę.
Wczoraj na spacerze, ćwiczyliśmy z Zefirem komendę “równaj”, idąc sobie dziarskim krokiem przez park. Minął mnie pan, z ujadającym na Flexi Yorkiem, a jego spojrzenie w moją stronę, mówiło jedno : “nienormalna jakaś ?!”. Takich sytuacji mam mnóstwo, praktycznie na każdym spacerze…
Rewelacyjny artykuł 🙂 tez mam takie samo jak Ty podejście do posiadania Jacka. Moja Luna ma w prawdzie 2 miesiace ale ja szkole caly czas bo wiem ze to dlugo trwa i trzeba to robic systemqtycznie. Tak jest slodka ale jestem konsekwentna nawet jak spojrzy na mnie tymi swoimi cudnymi oczami 🙂
Mój wujek miał Jacka, “bo one są takie słodkie” Niestety po roku oddali psa, bo sobie z nim nie radzili:
Bo na smyczy chodzić nie umie,
Bo firanki i meble zjada,
Bo dołki kopie,
Bo dzieci gryzie,
A jedyną jego formą aktywności “”spacerem”” było wypuszczenie psa na ogród.
Teraz chcą wziąć Border Collie “bo one są takie mądre i bezproblemowe” próbuje im ten pomysł z głowy wybić. Po prostu szkoda psa.