Nie od dziś wiadomo, że młody jest psem dość niezwykłym (zastanawiam się, czy schlebiam w ten sposób jemu, czy sobie), który odnajduje się w najróżniejszych sytuacjach. Wczoraj więc, po dłuższej przerwie od tego typu aktywności, był psem imprezowym.
Trzeba tutaj dodać, że młody rzadko kiedy zostawał w czasach szczenięcych w domu, gdy my wychodziliśmy na imprezę – zazwyczaj szedł z nami, stając się w pewnej chwili, przy odpowiednim progu alkoholowego upojenia współimprezowiczów, punktem głównym programu. Dzięki moim umiejętnościom perswazyjnym oraz groźbie wykastrowania delikwenta, który będzie go karmił/poił czymkolwiek, był bezpieczny od takich ekscesów.
I tak to wczoraj impreza przeniosła się do nas – młody czuł, że coś jest na rzeczy już w chwili,, gdy zabraliśmy mu jego fotel, aby udostępnić go dla gości. Był pewien, że będzie “grubo”, gdy zaczęliśmy wykładać na stół jedzenie. Całe szczęście jest na tyle wychowany, aby nie próbować wchodzić na stół z żarciem. Ładnie również czekał na pozwolenie przywitania się z pierwszymi odwiedzającymi, siedząc na tyłku w pokoju i merdając ogonem (swoją drogą to jedyny mi znany pies, który potrafi merdać ogonem do każdego i ciągle). Potem, myśląc chyba, że jest niewidzialny, próbował zmusić gości swoim wdziękiem i sprytem, żeby go nakarmili, jednak zostało mu powiedziane parę “miłych” słów i wykalkulował, że to się chyba nie opłaca. Dostał za to darmowe mizianko na kolanach, panierując swoją sierścią połowę osób. W międzyczasie podsypiał, no bo co tu robić, jak nie karmią i nie chcą się bawić? Żarcie o porze zwykłej, potem spacerek, mała pokazówka ze sztuczkami i klateczka, bo piesek jest malutki i nie może siedzieć z dorosłymi, tylko ma spać. W końcu, o 2, więc wcale nie tak późno, goście sobie poszli.
Ale najciekawsza rzecz miała miejsce rano – w zasadzie, cała ta notka powstała, ponieważ mój M. doszedł do wniosku, że zachowanie naszego psa nadaje się do opisania. Otóż pies, śpiąc najpierw z przerwami ok. 2 godziny, a potem z nami w łóżku do 10:15 stwierdził, że on nie wstaje. Nasze próby zbudzenia go i zaczepiania powodowały, że w końcu zamienił się w bakterię beztlenową pod kołdrą i wyrażał całą swoją postawą “idźcie precz!”. Trzeba tutaj dodać, że nawet jak nie ma imprezy, to on potrafi spać 12 godzin i rano wcale nas nie budzi, żeby z nim wyjść – wstaje dopiero wówczas, gdy jedno z nas ruszy się z łóżka. Czasami przebudza się razem z nami i wyciąga się, przewraca, turla, próbuje nas umyć albo odgryźć nam nosy, w zależności od humoru. I kicha na nas z rana, najczęściej patrząc głęboko w oczy – dziś oberwało się dla odmiany mi, fu. Gdy wstajemy za wcześnie (za wcześnie według psa, czyli zwykle przed 8), pies w ogóle nie kwapi się do wstawania z nami. Przy którejś podróży z mojego domu rodzinnego do Wrocławia trzeba było wstać po 4tej rano – ja wstałam, a pies wlazł na moje wygrzane miejsce i czekał, aż go nakryję…
Ot, tak to jest z tymi biegającymi po ścianach i aktywnymi terierami..
No nareszcie jakiś blog o Jacku.
Pozdro