Ktoś kiedyś zadał mi pytanie: po co mu (młodemu) szelki?
Zastanawiałam się więc nad jakąś odpowiedzią na tak oczywiste pytanie, no bo jak to: po co psu szelki? A po co psu obroża? Znam frakcje, które walczą o to, aby psy chodziły tylko w obrożach albo tylko w szelkach. A mnie się wydaje, że dużo zależy od tego, co z psem robimy. No, bo jeśli nasz pies lata sobie luzem, to faktycznie, w obroży może mu się (choć wcale nie musi) latać wygodniej. Oczywiście, obroży można mieć dla psa również więcej, a właściwie jak więcej, to dla siebie, bo psu jest naprawdę obojętne, czy wyjdzie z zielonych żabkach czy różowych muchomorkach (choć mój mężczyzna twierdzi, że w niektórych rzeczach to mu – psu – na pewno wstyd wychodzić). Żeby nie zalała mnie fala hejtowania – sama kupiłam młodemu piękną, turkusową obrożę z łańcuszkiem, ale siły wyższe (Matka Boska Pieniężna) i zdroworozsądkowe (płeć męska w domu) przekonują mnie, ze więcej nie trzeba.
Wracając jednak do tematu – no to kiedy przydają się szelki? Ano wtedy, kiedy z psem się dużo podróżuje. Na przykład w czasie wędrówki po lesie o wiele wygodniej chodzi się z psem na szelkach – głównie psu wygodniej, bo skoro już dostaje komendę na ciągnięcie pod górę, to lepiej, żeby się przy tym nie udusił, nie?
Dodam, bo wielu o tym zapomina: w lasach nie wolno spuszczać psów. Nie dlatego, że nawiedzona grupa prawodawców wyciągnęła sobie ten przepis z majtek, tylko dlatego, ze kończy się to czasem tak. Oczywiście, ktoś może powiedzieć “mój pies nie pogoni” albo “będzie uważać” tudzież “to się zdarza rzadko” – rzadko jednak wystarczy, aby zachowywać środki bezpieczeństwa, a pies nie umrze, jak pochodzi na lince. Zwłaszcza pies z instynktem myśliwskim na terenie Parku Narodowego.
Szelki przydają się jeszcze np. tam, gdzie chcemy z psem jeździć przy rowerze, tzn. my jedziemy na rowerze, pies biegnie, nie odwrotnie 😉 A już w ogóle nie widzę psa biegającego w centrum miasta na lince przypiętej do obroży, chyba, że już swojego pieska nie kochamy i chcemy, aby skręcił sobie kark. Ja, pomimo tego, że młody czasami doprowadza mnie do szału, jednak bardzo go sobie cenię i darzę uczuciem, więc wolałabym go żywego – stąd szelki. No i w samochodzie – skoro pies nie jedzie w kennelu, tylko na siedzeniu, to nie wydaje mi się, aby w razie hamowania obroża była szczególnie dobrym rozwiązaniem, chyba że – znów – chcemy wymienić psa na nowy model. A że jestem leniwa, to nie chce mi się również zmieniać non stop obroży na szelki, więc… pies jest w szelkach.
Ale to wszystko jest oczywiste. A nawet, jeśli nie jest, to trochę rozmowa o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą – stąd jedyną dobrą odpowiedzią wydało mi się: żeby mu spodnie nie spadały.
Ubawiłam się setnie – dzięki Isztar za super dawkę humoru na dzisiaj 🙂
pozdrowienia od zadżakowanych i Dżaków 🙂
Ciesze się, że się podoba – zapraszam częściej 🙂