Małe białe wzbudza wiele emocji, dlatego gdy pod koniec spaceru M. poszedł po zakupy, a ja z nim zostałam, mogłabym śmiało pobierać opłaty za oglądanie występu oraz za dotykanie pieska. Stałe pytanie: to szczeniaczek? Reakcja na to, że ma prawie 2 lata: naprawdęęęęę??? Nie, lubię sobie żartować z obcych ludzi na środku ulicy. Potem, czekając po drugim sklepem, ćwiczyliśmy sobie na praktycznie pustym Rynku dostawianie do nogi i chodzenie w kontakcie – idzie mu doskonale, bardzo chętnie współpracuje i jestem z niego dumna. Od razu dodam – nigdy nie chodzimy do sklepu z psem na zasadzie, że pies jest przywiązany pod sklepem, a my robimy zakupy – to jest szczyt głupoty. Natomiast w związku z tym, że małe biało długo miało problem z opanowaniem emocji, gdy było zmuszone do czekania w jednym miejscu bez możliwości eksploracji dłużej, niż jakieś… 30 sekund, to często wybieramy się na spacer z psem we dwoje – pod koniec spaceru jedno robi zakupy, a drugie czeka z psem. Tym sposobem małe białe jest w stanie ładnie poczekać ten kwadrans, zanim będziemy mogli iść dalej – przydaje się choćby na przystankach tramwajowych, gdzie – chcąc nie chcąc – poczekać zwykle trzeba na środek transportu.
Spacerkiem po Wrocławiu
Chyba nie muszę wspominać o tym, jak istotna dla większości psów jest socjalizacja z miastem – nie tylko w okresie dorastania i lęków, ale również przez całe późniejsze życie, bo często to, z czym pies nie ma regularnego kontaktu, jest dla niego straszne i niepokojące. Z tego też powodu małe białe ma organizowane regularne wycieczki nie tylko tam, gdzie może się wybiegać, ale również po mieście – są szczerze mówiąc dla niego również męczące, tyle że na inny sposób – trzeba się ciągle słuchać, jest tyle nowych rzeczy (zwykle choć część trasy robimy inną niż dotychczas) i zaskakujących zdarzeń.
I właśnie w sobotni poranek (mówiąc: poranek mam na myśli naprawdę PORANEK), korzystając z tego, że pańcia z racji wstawania cały tydzień do pracy na rano nie może potem spać w weekend, a jak pańcia nie śpi, to i piesek się budzi, a potem zaczyna lizać po rękach i twarzy swojego pana, no bo jak to – wszyscy nie śpią, tylko on śpi… no, wracając do wątku – korzystając z tego właśnie wybraliśmy się na spacer po Wrocławiu. Zajęło nam to godzinkę, byłoby super, gdyby było cieplej – słońce, które pojawiło się tutaj chyba pierwszy raz od wiosny nas nieco oszukało, bo wiał straszny, zdradziecki, zimny wiatr. Poza tym było całkiem miło – prawie nikogo na ulicach (bo normalni obywatele śpią, zanim sklep z owadem w nazwie nie otworzy swych podwojów).
Małe białe zachowywało się dość dobrze, pomijając lekkie obawy przed niepewną z jego perspektywy barierką tuż nad Odrą oraz zupełnym straceniem mózgu przez początek spaceru – emocje zawsze sprawiają, że musi mieć parę chwil na “puszczenie pary”, a potem jest już tylko lepiej 🙂
Małe białe jest zapoznane z autobusami, tramwajami, co jest dla nas bardzo ważne – inaczej każdy spacer byłby katorgą. Dodatkowo, sam Wrocław jest przygotowany na psy – przez większość trasy (prócz samego Rynku) były regularnie rozstawione kosze na odchody, choć brakowało woreczków, no ale cóż – lepsze to niż nic.
Żeby nie było – nie zawsze było tak idealnie. Małe białe mieszkało w hodowli na wsi, więc mimo tego, że miasta się nie bało jakoś panicznie, to były elementy, które wzbudzały jego niepokój, na przykład właśnie głośny ruch uliczny (od razu sobie wyjaśnimy: gdy w lecie otwieramy okno, żeby nie umrzeć we własnym mieszkaniu, to ciężko jest rozmawiać przez telefon, bo mało co słychać – trzeba zamykać się w jedynym pomieszczeniu z drzwiami, czyli łazience 😉 ), dużo ludzi połączonych z bardzo gęsto zabudowaną przestrzenią i małą ilością miejsca. Wszystko udało się pokonać, właśnie dzięki częstemu wychodzeniu na spacery, spacerowaniu po mieście. Tam, gdzie na pierwszych spacerach bał się przejść, teraz śmiga aż miło i próbuje obsikać każdy filar (próbuje – jakoś mi głupio pozwalać mu obsikiwać filary przy Urzędzie Miejskim). Mogłabym odpuścić i po prostu nie brać go w miejsca, gdzie czuje się nieswojo, ale to nie na tym polega, prawda? 😉