Przez kilka dni nie miałam natchnienia i tematu (oraz sił, bo wszyscy sobie chorujemy prócz psa, który nagle poczuł potrzebę wychodzenia na super długie spacery w temperaturze bliskiej zeru) na notkę, a dziś nagle powróciła wena. Wędrując myślami po swoim życiu, natrafiłam na momenty, kiedy obcy albo znajomi ludzie dziwili się, po co mi pies. Ba! Oni wprost krytykowali, że psa mam, bo przecież z takiego psa to nic dobrego nie wynika, a sam kłopot jest. I najlepiej kłopotów to się pozbywać. Ale od początku.
Pierwszego wspólnego z Małym Białym lata pojechaliśmy do moich rodziców. Jako że dość rzadko, choć regularnie u nich bywam, większość sąsiadów mnie już nie kojarzy, albo ma problem z poznaniem mnie w pierwszej chwili. Nie muszę chyba mówić, że obecność psa wcale im nie pomaga w rozpoznaniu, kto zacz. Kiedyś więc szłam z psem na spacer i mijałam jedną z sąsiadek. Takich sąsiadek, co to są niespecjalnie sympatyczne, ale wiedzą wszystko najlepiej i ma się wrażenie, że pozjadały wszystkie rozumy świata. No więc sąsiadka idzie i patrzy – to na mnie, to na psa. Nie jakoś ukradkiem albo subtelnie – centralnie wpatruje się w nas bez żadnego zażenowania. Jako że jestem grzecznie wychowana, to ładnie powiedziałam “dzień dobry” i idę dalej. Pani zajarzyła kim jestem po jakiś 3 metrach, kiedy już się minęłyśmy, więc odkrzyknęła “Dzień dobry!” – zupełnie, jakby odpowiedzenie na zwrot grzecznościowy osobie, której się nie poznaje, było jakimś wybrykiem natury. A za chwilę padło pytanie…
– To Twój pies? – Choć nie przypominałam sobie, abym nadal była 5-letnią dziewczynką, to jednak odpowiedziałam, zgodnie z prawdą:
– Tak, mój.
I idę dalej. I nagle słyszę wręcz wykrzyczaną na pół osiedla informację-pouczenie, wypowiadane głosem nie znoszącym sprzeciwu i litującym się nad mą głupotą:
– A po co Ci pies! To obowiązek jest! Psa sobie wymyśliła! Teraz to młodzi psy mają, zamiast sobie dzieci zrobić!
Nie zwykłam zniżać się do pewnego poziomu rozmowy, więc pominęłam milczeniem tę niestosowną uwagę.
I teraz myślę – po co mi pies? Czemu myślę? Żeby móc następnej takiej mądrej odpowiedzieć na pytanie, które na pewno jeszcze padnie, zwłaszcza z ust starszego pokolenia. No więc pies mi po to, że chcę go mieć. Mam ochotę mieć przy sobie przyjaciela, który w odróżnieniu od człowieka – zawsze ucieszy się z mojej obecności i będzie koło mnie nie tylko w radościach, ale również w trudnych chwilach. Po to mi pies, abym nie zgrzybiała całkowicie i mogła spędzać aktywnie czas, ciesząc się z tego, co robię. Po to również, abym była tak zajęta swoim życiem, żeby nie wtrącać się do czyjegoś i nie pytać go z pretensją czy zażenowaniem – po co komuś pies/kot/dzieci…