Dziś zorientowałam się, że 17 września minęły dwa lata, odkąd Mały Biały u nas jest. Minęło jak z bicza strzelił – w ogóle nie zorientowałam się, że to już tyle czasu! Gdyby ktoś mnie zapytał, jak długo u nas jest, musiałabym się grubo zastanowić, ale na końcu języka miałabym – kilka miesięcy. Tymczasem jednak zwłaszcza po jego zachowaniu widać, że minęło już znaaacznie więcej czasu…
Gdy Mały Biały do nas trafił, miał niecałe 6 miesięcy. Podczas pierwszego spotkania z nami od razu zaliczył podróż pociągiem, co było znamienne, bo dziś zachowuje się jak pies “urodzony w pociągu“. Byłam zrozpaczona, gdy nie reagował na moje przywołania i w ogóle nie interesował go człowiek (poza chwilami, gdy miał smaki), tylko inne psy i rozmaite zapachy. Ale powolutku, powolutku zaczęliśmy pracować…
W grudniu tego samego roku, kiedy Mały Biały do nas przyszedł, czyli w 2011, podjęliśmy decyzję o wykastrowaniu obywatela psa. Między innymi dlatego, że od początku szukaliśmy psa niewystawowego, ale powodów było o wiele więcej. Na przykład to, że młody próbował pokryć wysterylizowaną (i bardzo wówczas wściekłą) kotkę rodziców, co zaważyło na całej ich dalszej znajomości – dotąd go nie polubiła. Mogę powiedzieć, że w naszym przypadku szybka kastracja dała same plusy i żadnych (tfu tfu tfu) minusów.
W połowie 2012 podjęliśmy męską decyzję o wymianie starej, kupionej parę tygodni wcześniej, klatki na nową. Stara była za duża i za ciężka do przewożenia, a nowa okazała się być w sam raz 🙂 Klatkę wymieniliśmy po tym, jak przeszliśmy dość burzliwie wszystkie crate games i w całości trening klatkowy. Było warto, co będę powtarzać każdemu przeciwnikowi klatki – pies się wyciszył, super wpłynęło to na jego zachowanie. Na tyle, że gdy pojechaliśmy na wakacje do moich rodziców, to ani oni, ani przyjaciółka psa nie poznawali – tak się zmienił.
Pod koniec 2012 zdecydowałam się na prowadzenie tego bloga, którego właśnie czytacie 🙂 Z okazji rocznicy za niecałe dwa miesiące planuję mały konkurs, ale o tym na razie – sza! Mały Biały był wówczas już wyrośniętym, młodym psem, któremu powolutku, ale jednak, zaczynało układać się w głowie. Znał już większość obecnych sztuczek i zaczynał naprawdę fajnie pracować z człowiekiem – choć wiele osób mówiło mi, że “to terier” i przez to nigdy nie będzie wykonywał komend.
Wakacje 2013 były okresem mocno przełomowym dla naszego przywołania. Parę wydarzeń, a także 1,5 roku regularnej, konsekwentnej pracy sprawiły, że Mały Biały może obecnie na części terenów biegać zupełnie luzem, a ja już nie dostaję zawału serca 😉 To był również czas, kiedy okazało się, że świetnie sprawdza się na wakacjach – jest grzeczny, posłuszny, a wielokilometrowe, górskie trasy zupełnie mu nie straszne.
I dziś… młody śpi pod kocykiem, a ja ogromnie cieszę się, że dwa lata temu zdecydowaliśmy się na psa. To była dla mnie jedna z najlepszych decyzji w dotychczasowym życiu. Mały Biały podarował mi wiele prztyczków w nos, trening cierpliwości i konsekwencji, pracy nad sobą i nad wspólnymi relacjami. Pokazał mi też, że nie ma rzeczy niemożliwych, o ile tylko będziemy szanować swoje potrzeby i ograniczenia w różnych kwestiach. A jego porannego lizania po łokciach czy merdania ogonem, gdy wracam do domu, nie zamieniłabym na nic w świecie!
Głównodowodząca załogą Białego Jacka i przyjaciół. Obecnie opiekunka dwóch terierów – JRT i teriera irlandzkiego. Zawodowo copywriterka i redaktorka. Prywatnie żona i matka. Wielbicielka mleka z kawą, soczystych, kwaśnych jabłek i świętego spokoju. Osiem lat temu postanowiła utrudnić sobie życie, biorąc pod dach pierwszego teriera. Jak widać po liczebności stada, nie uczy się na błędach. Jedyna przedstawicielka płci żeńskiej w pięcioosobowej rodzinie.
Do prawidłowego funkcjonowania naszego bloga wykorzystujemy ciasteczka według naszej polityki prywatności. Kliknij przycisk, aby schować ten pasek i zaakceptować ciasteczka.