Kolejny temat “zamówiony”, czyli o pogoni za zwierzyną. Będę pisać na podstawie obserwacji wielu psów, a także na bazie tego, co wiem z rozmów z właścicielami psów, którzy mają psy o silnym instynkcie pogoni. Zdecydowałam się na notkę dziś, bo Mały Biały pięknie odwołał się z pogoni za ptakiem w parku, i w ogóle, dzięki bardzo zdecydowanej pracy, nawet na kuszące zapachy mniej reaguje. Myślę więc, że co nieco mogę w tym temacie podpowiedzieć tym, którym już ręce opadają – jak mi niegdyś.
Doza pracy, konsekwencji i cierpliwości
Oczywiście, najłatwiej pracuje się z psem, którego mamy od szczeniaka. Najlepiej od totalnego berbecia, czyli szczeniaka kilkutygodniowego – jak tylko można bez szkody odstawić go od matki. To wówczas uczymy, że gonienie zwierzyny nie jest okej, a instynkt wykorzystujemy podczas zabaw. Wtedy nawiązujemy również z psem więź, “przywiązujemy” go mentalnie do siebie, dzięki czemu na ochotę na mniej samodzielnych akcji – zazwyczaj. Dlaczego zazwyczaj? Dlatego, że są rasy psów, które mają bardzo dużą potrzebę samodzielnego działania i głównie do tego zostały stworzone – są to psy zarówno rasowe (np. JRT), jak też nierasowe, które jednak mają domieszkę krwi prawdziwych myśliwych. I co wtedy? Panika, pies ucieka, nie reaguje, my go szukamy, przed oczami mamy czarne wizje. Przede wszystkim wówczas zalecam pracę, konsekwencję, cierpliwość i… zdrowy rozsądek.
Szczeniaczek a my
Jestem za tym, aby szczeniaczka kilkutygodniowego w miarę możliwości zabierać w najróżniejszy teren. Szczenię w takim wieku zwykle ma instynkt chodzenia za przewodnikiem, którego zna i któremu ufa – dzięki temu nie zgubi nam się. Oczywiście, trzeba również uważać – mieć ze sobą wiele motywatorów dostosowanych do naszego psa. Gdy pies nagle pójdzie w drugą stronę – mamy szansę zwrócić jego uwagę, zmusić w jakiś sposób (niekoniecznie fizyczny) do pójścia za nami. Wypracowywanie dobrych nawyków od małego to praktycznie podstawa sukcesu.
Gorzej, kiedy bierzemy szczeniaka nieco starszego – jak np. Mały Biały, który miał już pół roku, wychowywany był w warunkach raczej wiejskich i przede wszystkim skupiał się na psach, a człowieka łaskawie zauważał. Wtedy czeka nas wiele pracy, tym trudniejszej, że takie szczenię niebawem wejdzie w okres dorastania i będziemy mogli rwać włosy z głowy, a pies i tak zrobi co zechce. A już zupełnie możemy mieć problem, kiedy weźmiemy dorosłego psa, któremu w głowie głównie pogoń. I co wtedy?
Odpowiednie miejsce
Jestem zdania, że należy podchodzić do rzeczywistości z pewną dozą rozsądku. Do rozsądnych natomiast na pewno nie należy wychodzenie z psem, który chodzi z nosem przy ziemi i w ogóle nas nie zauważa, do lasu na spacer “luzem”. Uważam, że w lesie – zgodnie zresztą z prawem – pies powinien być zabezpieczony smyczą/linką, ponieważ las to nie jest “dom” dla psa, tylko dla dzikich zwierząt. I każdemu właścicielowi, który spuszcza psa w lesie, powinno się strzelać śrutem w tyłek – bo pies to tylko pies, bez względu na to, jak bardzo jesteśmy go pewni. Jeżeli natomiast nasz pies jest na lince, a w ogóle na nas nie reaguje w lesie, to warto rozpocząć treningi z nim na nieco innym terenie, który będzie go mniej rozpraszał.
Nieco inaczej wygląda kwestia spaceru np. na łące. Szczególnie dobrze, gdy łąka jest taka, że widzimy, co dzieje się dookoła – wówczas możemy obserwować otoczenie i zareagować szybko i odpowiednio, gdy zobaczymy jakąś zwierzynę. Jak zareagować? Metod jest kilka.
Zanim pies zobaczy/wyczuje zwierzynę
W większości przypadków jest tak, że właściciel bacznie obserwujący dość przystępne otoczenie jest w stanie zobaczyć dziką zwierzynę przed swoim psem – choćby dlatego, że jest wyższy, więc i punkt widzenia ma lepszy 😉 Niestety, pies ma przeciwko nam swój nos – ale jedynie wówczas, gdy wyczuje trop albo gdy użyje ścieżki zapachowej zostawionej w powietrzu. Załóżmy, że pies nie zauważył ani nie poczuł zwierzyny, natomiast my ją doskonale widzimy. Możliwości reagowania jest wiele – na pewno nie histeria i nagły bieg w stronę psa, bo ten zwykle zacznie uciekać albo się przestraszy, tudzież (jak Mały Biały) zacznie usilnie kombinować, co tu pańcia zobaczyła, że jest aż tak podjarana. Na pewno musimy ocenić, czy nasz pies na komendę zatrzyma się nawet w obliczu odbiegającego zwierzęcia. Jeśli nie – pozostaje go przywołać, nagrodzić i zapiąć chwilowo na smycz, albo zmienić kierunek marszu – tu istnieje jednak możliwość, że jakimś cudem pies wyczuje niewidzialnego póki co towarzysza i jednak za nim pobiegnie. Jeżeli nasz pies jest na tyle zaawansowany w szkoleniu, że mimo okoliczności nie złamie komendy “zostań” – można ją zastosować, albo jakąkolwiek, która znaczy u nas, że czworonóg ma się nie oddalać.
W trakcie pogoni i tuż przed nią
Tuż przed tym, jak pies ruszy w pogoń, a tuż po tym, jak wyczuje zwierzynę, jest czas – dosłownie ułamek sekundy – gdy pies zastanawia się, jak zareagować. Jeśli mamy dobrze wypracowane przywołanie, to możemy je zastosować i pies powinien do nas wrócić, rezygnując z pościgu, co powinno się spotkać z odpowiednio sowitą nagrodą (przynajmniej według mnie) – pies musi zobaczyć, że rezygnacja mu się opłaciła bardziej niż pościg. Jeżeli nasze przywołanie jest zbyt “kruche”, ale nasz pupil dobrze reaguje na zakazy – komenda “nie” czy podobna również powinna zatrzymać go w miejscu. Niektórzy uczą np. bezwzględnego “waruj”, co również jest dobrym pomysłem, bo pozycja ta nie przygotowuje tak do wystrzelenia jak z pracy jak np. “siad”.
Gdy pies ruszy w pogoń, jedynym rozwiązaniem jest użycie gwizdka, który został odpowiednio ukształtowany jako odwołanie bezwarunkowe. Oznacza to, że pies słysząc gwizdek automatycznie zawraca. Trening taki nie jest łatwy i wymaga nieco czasu oraz cierpliwości właściciela – za wczesne używanie gwizdka w zbyt dużym rozproszeniu choćby raz może spowodować, że sygnał zostanie “spalony”.
Po pogoni
Tego, aby pies rzucił się w pogoń za zwierzyną, nie życzę żadnego właścicielowi oraz żadnemu dzikiemu zwierzęciu – psu też nie. W takiej sytuacji każda z tych stron może być poszkodowana. Właściciel mocno się zestresuje, czekając na swojego psa albo go szukając; zwierzę może dosłownie umrzeć na zawał, zostać pogryzione czy przegonione z terenu, gdzie ma np. gniazdo; pies może pogonić warchlaczka, który ucieknie do lochy – a te nie są już tak przerażone obecnością psów i będą zaciekle bronić swoich młodych. Dla właściciela są również inne minusy – pogoń za zwierzyną jest dla psów wybitnie samonagradzająca, dlatego bez względu na naszą reakcję pies będzie uciekał za tym, co wyczuje. Jak zareagować, gdy pies ucieknie? Zazwyczaj nie szukać i nie wołać. Pies, który będzie słyszał zbliżający się głos pana, będzie biegł dalej – skoro pan jest niedaleko, to co może się stać? Najlepiej zostać w miejscu i czekać, ew. bardzo powoli – jeśli nadal psa widzimy – oddalać się plecami do niego w drugą stronę, co jakiś czas gwiżdżąc. Pies zobaczy, że właściciel odchodzi, albo usłyszy coraz słabszy gwizd, i – jeśli ma z nim dobrą więź – to szybko wróci. Gdy pies wraca, nie krzyczymy, w żadnym wypadku nie bijemy, nie złościmy się – pies zwykle i tak nie wie, o co nam chodzi, i odbierze takie sygnały na opak: że człowiek złości się, że pies do niego podszedł. A tego nie chcemy, prawda?
Co może być przydatne?
Przede wszystkim linka. Bez względu na to, co mówią ludzie nie mający problemu z psami ganiającymi za zwierzyną – podstawą jest uniemożliwienie psu pogoni. Dopiero w ten sposób można jakkolwiek pracować, aby nawet, gdy pies nie zareaguje na komendę powrotu – po prostu za pomocą linki go do tego powrotu zmusić, albo po niego unieruchomionego pójść i go przytargać z powrotem. Może brzmi to brutalnie, ale takie nie jest – nie mówię o bezsensownym szarpaniu się z psem, tylko pójściu do niego i kategorycznym przyjściu z nim na miejsce, z którego go wołaliśmy, a potem… entuzjastycznym nagrodzeniu. Znów powtarzam: pies musi wiedzieć, że mu się to opłaca. Są ludzie, którzy szkolą swoje psy jedynie pozytywnie – przykro mi, ja swojego szkoliłam jedynie pozytywnie w tym aspekcie przez prawie półtora roku, a ta metoda zadziałała po dwóch razach. Wszystko zależy od tego, jaki charakter ma nasz pies.
Kolejna sprawa to smakołyki, zabawki – cokolwiek, co psa motywuje do przyjścia do przewodnika oraz rezygnacji z pogoni. Oczywiście, da się też bez tego – ale po co rezygnować z czegoś, co psu krzywdy nie zrobi, nam nie wadzi, a może pomóc?
Następnie gwizdek. Jak pisałam, trzeba go umiejętnie wprowadzać – o tym w przyszłości – aby miał jakiekolwiek zastosowanie. Z gwizdka jako przywołania bezwarunkowego doskonale korzystają myśliwi, ale również posiadacze wszelakich wyżłów – to bardzo dobra i sprawdzona metoda przywołania psa nawet w trakcie pogoni, oczywiście o ile wyuczona. Inaczej możemy psu nagwizdać, a nawet próbować pocelować w niego uciekającego tym gwizdkiem – nic to nie da.
Na końcu wspomnę o obroży elektrycznej. Nie ma co udawać, że takie narzędzie szkoleniowe nie istnieje, bo istnieje. Podobnie jednak jak kolczatka, jest to narzędzie dla ludzi doświadczonych i rozsądnych. Do stosowania jedynie w ostateczności, a nie dla wygody właściciela, najlepiej przy wspomaganiu kogoś, kto ma doświadczenie. I trzeba pamiętać, że jak każda metoda, nie u każdego psa zadziała – niektóre np. odwołują się wówczas od pościgu, gdy mają obrożę na szyi, więc wiąże się to z zakupem drogiego sprzętu i zabieraniem go na każdy spacer.
Jak to było u nas, czyli na co dzień…
Na pytanie, czy psa da się oduczyć pogoni i instynktu łowieckiego, mówię: da się. Pomniejszych metod jest bardzo wiele, dlatego przedstawię te, które pomogły nam bezpośrednio. Od początku stosujemy linkę – pomimo licznych opinii, że pies raz zapięty na linkę już nie będzie z niej spuszczony, mogę z dumą przyznać, że obecnie stosujemy ją o wiele rzadziej. Pomogła nam bardzo, bo uniemożliwiała psu pościg za czymś, co mu się akurat spodobało – a było to istotne zwłaszcza wówczas, gdy nad przywołaniem dopiero ćwiczyliśmy, więc nie mogłam go przywołać komendą, że owej nie “spalić”. Gwizdka nie używaliśmy i po dzień dzisiejszy nie używamy – póki co nie jest nam potrzebny, być może wprowadzę go przy okazji drugiego psa. Dużo natomiast ćwiczyliśmy na co dzień, stopniując rozproszenia i nagrody – czyli najpierw łączka niedaleko bloku, a dopiero gdy tam wszystko opanujemy, przenosimy się na bardziej “wonne” tereny. Wyuczyliśmy się nie gonienia stworzeń do tego stopnia, że pies po jakimś czasie nie musiał być przywołany, tylko w momencie, gdy widział coś, co chciał pogonić – przybiegał do mnie i czekał na smaka. Wolę, żeby czekał na smaka, niż biegł za czymś, zwłaszcza że smaki mam w każdej możliwej kieszeni, co stwarza śmieszne sytuacje np. w sklepach. Pomogła nam tu nieco…. “kontrolowana” pogoń, czyli pies wiedział, że nie może gonić niczego sam z siebie i przychodził do mnie, a ja w zamian czasami pozwalałam mu pobiec w stronę ptaków – wyłącznie ptaków, bo one pod prostu podlecą – a dodatkowo była to doskonała okazja do poćwiczenia odwołania z pogoni. Dało nam to bardzo wiele. Dziś jesteśmy w stanie odwołać psa od większości rzeczy, przy mniejszości wspierając się wzmocnieniem w postaci mało cenzuralnego słownictwa. Ale kosztowało nas to wiele intensywnej pracy – której jednak nie żałuję 🙂 Dodam też, że oduczanie pogoni za zwierzętami w żaden sposób nie spowodowało, że pies mniej chętnie używa instynktu pogoni w zabawie czy przy nauce – wręcz przeciwnie, dzięki temu, że nieco nad sobą panuje, nauka przy użyciu tej cechy stała się o wiele przyjemniejsza 🙂
Z każdego przeczytanego posta na każdy następny podziwiam Cię coraz bardziej. Ciebie i ciężką pracę jaką wkładasz w to żeby mały biały był posłuszny. Oby więcej takich cierpliwych i mądrych właścicieli było. Jesteś moim wzorem, jak tylko kupimy jrt, będę dążyć do tego, by być taka jak Ty 🙂 (mowa oczywiście o cierpliwości, szkoleniu i zaangażowaniu 🙂 ) Pozdrawiam!
Pingback: Zaginął pies - co zrobić, aby go odnaleźć? - Biały Jack
moja psinka kiedyś pogoniła sarny, ale nie długo i szybko wróciła, ja staram się zapobiegać gonieniu rowerzystów, samochodów, jak pierwsza widze zwirzyne, wołam psa i zapinam, a instynky pozwalam wykorzystywac w pogoni zabawki, ale nie za duzo, bo to pobudza mojego psa
też mam problem z przynoszeniem zabawki, pobiegnie, znajdzie, złapie, ale z przyniesieniem jest kłopot, chyba ze pokazuje nastepna, ale pracuje nad tym:)
Cześć. Mam szczeniaka adoptowanego typu posokowca bawarskiego. Ma 8 mcy a adoptowałem go jak miał 6 mcy. Rzeczywiście prawdopodobnie socjalizował się z owczarkiem. Mając 5 mcy oddany do schroniska. Po dwóch miesiącach pracy i przywołań i komend extra. Ale wczoraj na polach wyskoczyły sarny. Zasadniczo sam na nie wlazł. Pogonił. Nawet nie miałem czasu na wydanie komendy. Wrócił sam po 10 minutach. Nagrodziłem za to, że wrócił. Teraz muszę go mieć baczniej na oku