Wiele mówi się o tym, że higiena i profesjonalizm w gabinetach medycznych przeznaczonych dla ludzi to podstawa. Jeśli idziemy do lekarza, to nie tylko oczekujemy, że rozwiąże nasz problem, ale również, że zostaniemy potraktowani profesjonalnie, godnie oraz z zachowaniem zasad higieny. Idąc do weterynarza z psem często nie zwracamy na to uwagi. A to błąd.
Weterynarz – lekarz od zwierząt
Jeżeli udajemy się do lekarza, nawet jeśli jest to internista, mamy nadzieję, że pomoże on nam w naszym schorzeniu. Jednocześnie jednak na pewno nie dalibyśmy się przebadać narzędziami po poprzednim pacjencie, bo liczymy, że wszystkie przyrządy będą dezynfekowane, sterylizowane albo po prostu jednorazowe. Nie do pomyślenia byłoby, że kobieta u ginekologa kładzie się na fotelu, który nie ma jednorazowej, papierowej, czystej podkładki. Odpychająco działałby na nas gabinet, w którym na podłodze byłoby brudno, zaś lekarz zaproponowałby nam wodę w stojącym na jego biurku i nieco przykurzonym kubku po nie wiadomo kim. W poczekalni staramy się nie siadać obok innych chorych, zwłaszcza jeśli panuje akurat sezon na grypę, a dziecko staramy się trzymać możliwie z daleka od innego jego równolatka z rozpalonymi policzkami, cieknącym katarem i mokrym kaszlem.
Tymczasem, idąc z psem do weterynarza, zupełnie o tym nie myślimy. Mam okazję obserwować to za każdym pobytem w gabinecie weterynaryjnym, ale szczególnie moją uwagę na to zwróciła… młoda pani weterynarz, która miała okazję pomagać nam już w tworzeniu merytorycznym kilku notek, m.in. o dbaniu o zęby psa. I właśnie z uwagi na tę obserwację, która może być zgubna w skutkach dla naszych czworonożnych podopiecznych, przygotowałam dla Was dzisiejszą notkę.
Przede wszystkim – higiena
To dość oczywisty wniosek – higiena u jakiegokolwiek lekarza jest rzeczą niezwykle istotną. Czy jednak w praktyce jest to równie oczywiste? Ilu z Was zwróciło uwagę na to, czy stół został odkażony przed tym, zanim postawiliście na nim psa? Powinien być – nawet, jeśli okrywa go ręcznik papierowy; on bowiem nie uchroni powierzchni stołu przed wydzielinami, choćby śliną, czy również przed resztkami sierści, a także niewidocznymi dla gołego oka drobnoustrojami, które poprzedni pies miał na sobie. Z tego samego powodu warto zwrócić uwagę na podłogę w gabinecie weterynaryjnym. Z zasady na nią nie patrzymy, bo i u lekarza nie jest dla nas istotna; tymczasem pies chodzi po podłodze właśnie, i tam także może złapać nieciekawe towarzystwo. Nie może być na podłodze plam z krwi, śliny czy innych wydzielin, a także np. zgolonej czy wyrwanej sierści i pasożytów, które wyjęto z poprzedniego psa.
No dobrze, to były bardziej oczywiste rzeczy. A teraz te mniej oczywiste – czy weterynarz, badając psa, zakłada rękawiczki? Oczywiście, nie zawsze jest to konieczne – jeśli przyszliśmy tylko na szczepienie, to w zasadzie z higienicznego punktu widzenia nie ma takiej potrzeby. O ile ten sam weterynarz, gdy trafia do niego pies chory na coś jeszcze niezidentyfikowanego albo chorobę skórną, dba o zabezpieczenie dłoni rękawiczkami. Nie tylko w celu własnego bezpieczeństwa, ale również dla zapewnienia zdrowia kolejnym pacjentom. Rękawiczki przy badaniach typu pobieranie wydzielin czy zeskrobin są obowiązkowe, bowiem istnieje duża szansa, że materiał jest skażony i może być zakaźny. Dotyczy to również wymazów z gardeł!
Nie trzeba chyba przekonywać, że niedopuszczalne jest stosowanie powtórnie raz użytych igieł, zwłaszcza do nabierania innego leku. O używaniu tej samej igły dla kilku pacjentów już nie wspomnę, bo chcę wierzyć, że to się nie zdarza, zwłaszcza patrząc na cenę igieł. Jeśli psa czeka kilka zastrzyków z kilku różnych strzykawek, to dobrze, aby nie leżały one z odsłoniętymi igłami gdziekolwiek – igły powinny być zabezpieczone zatyczkami, aby utrzymać sterylność. Używany przy badaniu termometr dobrze, gdy jest odkażany przy nas – zarówno przed badaniem, jak i po badaniu. Idealnie, gdy jest wytarty np. mokrą chusteczką, a następnie odkażony. Wszelkie zużyte materiały służące do badań powinny od razu lądować w specjalnym koszu, zwłaszcza jeśli sytuacja nie jest awaryjna i nagła.
Wspólne rzeczy = wspólne zarazki?
Nigdy nie rozumiałam entuzjazmu spowodowanego tym, że w gabinecie weterynaryjnym stoi woda w misce. Nigdy nie pozwalałam również Małemu Białemu pić z takiej miski. Tylko raz miałam przyjemność być w gabinecie, gdzie stała zwyczajna butla z wodą, a obok zwykłych kubków dla ludzi stały również plastikowe, jednorazowe miseczki dla psów. Woda stojąca w takiej wspólnej misce jest doskonałym miejscem do rozwoju najróżniejszych zarazków. Jeśli zabierzemy do gabinetu psa z osłabioną odpornością czy chorego, a on napije się takiej wody, z której wcześniej pił inny, chory na coś zakaźnego pies – chyba wiecie, co może się stać? Dodatkowo – głupio mi to pisać – ale kilkakrotnie spotkałam się z tym, że woda wyraźnie była stara i zanieczyszczona, tzn. pływały w niej rozpaćkane kawałki karmy czy psia sierść. Jeśli już nasz pies naprawdę musi się napić, to albo weźmy ze sobą miskę, albo poprośmy o nową, ze świeżą wodą. W końcu do weterynarza nie przychodzą tylko zdrowe psy na szczepienie.
A teraz kolejna kwestia, która zawsze przykuwa moją uwagę – kaganiec. Każdy weterynarz powinien mieć kilka kagańców w różnych rozmiarach, bo właściciel mógłby swojego zapomnieć albo nie wiedzieć, że jego nowo adoptowany czy kupiony pies zareaguje agresywnie w gabinecie weterynaryjnym. Oczywiście, jeśli ktoś zna swojego psa i jego brak łagodności, dla własnej wygody powinien zabrać swój kaganiec i nałożyć go psu jeszcze przed gabinetem. W innym przypadku weterynarz może upierać się przy założeniu psu kagańca, który dostępny jest wyposażeniu gabinetu. Oczywiście, my możemy się uprzeć, że tego nie chcemy, i albo sami przytrzymać psa na własną odpowiedzialność – że to my zostaniemy ugryzieni – albo po prostu wyjść, jeśli weterynarz odmówi wykonania czynności przy psie bez kagańca (a ma do tego prawo!). Dlaczego o tym piszę… Widzieliście kiedyś materiałowe kagańce u wetów? I te tony najróżniejszej sierści na nich? O wiele lepiej jest wziąć swój kaganiec, nawet w formie tuby, i mieć go w pogotowiu i “na wszelki wypadek”, niż polegać na kagańcu, który był zakładany bez prania prawdopodobnie przynajmniej kilkunastu psom w różnym stanie. Lepszym rozwiązaniem do gabinetów są kagańce plastikowe czy metalowe, które można po prostu odkazić.
Ach, te leki!
Jak część z Was wie, mam kiepskie doświadczenia z weterynarzami, jeśli chodzi o alergię u Małego Białego. Opisywałam to już w poprzedniej notce. Na co więc zwrócić w tym aspekcie uwagę? Przede wszystkim na to, aby weterynarz mówił, co robi. Zanim poda lek – zapytajmy, jakie są skutki uboczne, jak długo trzeba go podawać, co powoduje, jak działa. Zazwyczaj weterynarze niechętnie udzielają takich informacji sami z siebie, a i zapytani potrafią się obruszyć – ale to my jesteśmy właścicielami i nam należy się ta wiedza. Zwłaszcza, że czasem może to ocalić psu zdrowie, jeśli miał reakcję na jakąś szczepionkę czy lek, a weterynarz o tym nie wie.
Zbliżoną sprawą do tej, którą odpisywałam przed chwilą, jest dawanie sterydów na wszystko i antybiotyków w ciemno. Steryd weterynarz podaje praktycznie zawsze, jeśli tylko psa coś swędzi. Ale nie tędy droga! Owszem, podawanie sterydu bez badań jest zrozumiałe, gdy stan zwierzęcia jest poważny i trzeba mu ulżyć w bólu czy zmniejszyć opuchliznę albo stan zapalny. Jednak jakiekolwiek zmiany skórne powinny być najpierw zbadane poprzez pobranie zeskrobiny i zrobienie odpowiedniego badania – tylko w ten sposób dotrzemy do przyczyny problemu, a nie zamaskujemy jego objawy. Jeśli weterynarz chce podać antybiotyk, to dobrze, aby przedtem zrobił wymaz i antybiogram, aby wiedzieć, z czym walczy. Dodatkowo, warto zapytać również o ceny leków oraz, jeśli to możliwe, tańsze zamienniki, co może się okazać przydatne zwłaszcza przy długim leczeniu.
Badanie przed szczepieniem
Na koniec coś, co jest zaniedbywane praktycznie w 50% przypadków, czyli odpowiednie badanie przed szczepieniem. Każda wizyta u weterynarza powinna wiązać się z badaniem fizykalnym psa. Weterynarz, aby móc psa zaszczepić, powinien najpierw upewnić się, że nic mu nie dolega. Zazwyczaj w tym celu właśnie do właściciela kieruje pytanie, czy pies nie miał żadnych dolegliwości w ostatnim czasie – jednak badanie fizykalne pozwala na stwierdzenie niepokojących objawów, których nie zauważy właściciel, np. powiększonych węzłów chłonnych, nieprawidłowo zabarwionych śluzówek czy zmian w obrębie jamy brzusznej. Dobrym nawykiem jest także zmierzenie psu temperatury. Te same formalności i badania obowiązują przed zabiegami, np. kastracją, ale towarzyszyć im powinno również osłuchanie psa – zarówno w celu sprawdzenia pracy płuc, jak również wykrycia ewentualnych nierówności w pracy serca.
O naszej ekspertce, podróżującej pani weterynarz, przeczytacie m.in. tutaj – wraz z koleżanką podróżują po świecie, realizując swoje pasje.
Tak sobie czytam i z każdym słowem mi lżej, bo moja wet wywiązuje się niemal ze wszystkiego (z wyjątkiem miski z wodą). 🙂
ja na szczęście od razu trafiłam na dobrego weterynarza 🙂
bardzo przydatny post. o tym kagańcu u weterynarza to dopiero drugi raz słyszę, a podobno powinno się przychodzić w kagańcu. tzn. pies. ja zawsze byłam bez i nigdy mi weterynarz nic na ten temat nie powiedział.
A moja matka mówi, że znachor zły może siem trafić wszędzie, bo co to weterynarz niby na studiach nie ściągał? Trzeba szukać, a jak się znajdzie to i tak nigdy do końca nie ufać, często intuicja matek jest lepszym wskaźnikiem niż rady weta. Pozdro Zią
Ja spotkałam się raz z tym, że u weterynarza były bodajże 4 koce, na które kładziono wszystkie przychodzące do gabinetu zwierzęta. Ja jednak dziwnym zbiegiem okoliczności zabrałam z domu pieskowy, który po powrocie od razu wyprałam.
Nie zgadzam się, że przed podaniem antybiotyku zawsze należy pobrać wymaz i zrobić posiew z antybiogramem. Ani u ludzi, ani u psów nie jest to zawsze potrzebne, a do tego wszystkie możliwe wytyczne mówią, ze nie powinno to opóźniać wdrożenia leczenia. Jeśli posiew z antybiogramem jest potrzebny, to go pobieramy, później podajemy antybiotyk o szerokim spektrum zalecany w danym schorzeniu (np. inny na zakażenie skóry, a inny na zakażenie dróg moczowych), a dopiero po przyjściu wyniku (3-4 dni!) ewentualnie weryfikujemy leczenie podając lek zgodnie z antybiogramem jesli nie trafilismy.
Tak samo sprawa wygląda u ludzi – ciekawe kto by poszedł na łażenie 3 dni z anginą bo posiew rosnie…
Ja też jak czytam, to oddycham z ulgą, że trafiłem dobrze i mój weterynarz stosuje się do większości zasad (tak jak u Lenioszki – oprócz miski z wodą). Co prawda moje wrażenia zawsze były bardzo pozytywne, a i pies zachowywał się zawsze spokojnie, bo weterynarz ma dobre podejście. To moim zdaniem jest bardzo ważne – oprócz umiejętności moim zdaniem trzeba mieć też to coś, co stanowi o byciu dobrym lekarzem/weterynarzem. Dla chorzowian podaję dobry adres https://weterynaria.slask.pl/
Dobrze że została poruszona kwestia higieny, bo to chyba najważniejsze. Sama pracuję w klinice weterynaryjnej i zawsze dbamy o to, aby miejsce pracy było czyste, a narzędzia wysterylizowane. Środki do dezynfekcji zamawiamy na, to sprawdzona firma, z którą współpracujemy od długiego czasu. To powinna być praktyka u wszystkich, tak jak napisał autor artykułu: sami nie dalibyśmy się zbadać niezdezynfekowanymi przyrządami, więc dlaczego mielibyśmy pozwalać na to w przypadku naszych zwierząt?
Higiena jest bardzo istotna, ale jednocześnie proszę o niereklamowanie firm w komentarzach.
Warto zwrócić też uwagę na to, że weterynarze często wciskają nam kit. Mój kazał całe życie kupować obroże przeciw kleszczą i co? Nic one nie dawały. Wydałam kupe kasy i narażaam mojego pyszczka na powikłania. Nie wspomne o tym, że miliony razywyciagałam mu kleszcze. Od dwóch lat stosuję fiprex – mała cena, skutecczne i mega wygodne w użytkowaniu.
Pingback: Kastracja... i po kastracji! – Biały Jack