Myślałam o tym temacie w wielu aspektach, jednak nie mamy tylu gadżetów ani tylu akcesoriów spacerowych, aby pisać tylko o nich. Z tego właśnie powodu zdecydowaliśmy się zebrać 10 najbardziej przydatnych akcesoriów, które w naszym przypadku możemy polecić zarówno ze względu na zastosowanie, jak i firmę. Sprawdźcie, co u nas w domu sprawdza się najlepiej i bez czego nie wyobrażamy sobie życia. No, przynajmniej wygodnego życia 🙂
1. Klatka
O tym, że absolutnie uwielbiamy (wszyscy troje) kennel Małego Białego pisałam już nie raz. Na blogu znajdziecie wskazówki odnośnie tego, jak dobierać kennel do psa, a także filmiki z crate games. Nasze pierwsze zetknięcie z kennelem miało miejsce przy terapii lęku separacyjnego, i tak wygodna, niewielka klatka jeździ z nami praktycznie wszędzie. I wszędzie dla Małego Białego stanowi bezpieczną przystań – wokół świat może się walić i palić, ale póki jest klatka, to jest spokój.
2. Smycz przepinana
Choć Flexi, którą stosujemy prawie że na co dzień, ma bardzo szeroki użytek, to jednak dla mnie osobiście smycz przepinana jest równie ważna, jeśli nie ważniejsza. Regulowana ręcznie długość smyczy z kilkoma miejscami przepięcia, niepalący, wytrzymały materiał, który niełatwo się brudzi, ale łatwo czyści – to zdecydowanie zalety takiej smyczy. Sprawdzała się podczas wycieczek komunikacją publiczną, sprawdzała się potem w samochodzie. Można ją zwinąć, wsadzić do kieszeni, schować do plecaka i zajmuje mniej miejsca niż Flexi. W końcu, na drugi karabińczyk zapiąć można innego psa, np. znalezionego, i doprowadzić go do bezpiecznego miejsca. Same zalety.
3. Sznurek do gryzienia
Zabawka, która sprawdza się w domu praktycznie zawsze. Nieważny, czy sznurek jest duży, czy mały; kolorowy czy o dość monotonnych barwach – zawsze jest źródłem niesamowitej zabawy. Służy do przeciągania się, choć pies lubi też sobie podrzucać go sam. Świetnie się na niego poluje. Ale przede wszystkim – gryzienie takiego sznurka jest czymś, co Małego Białego rozluźnia od pierwszych wspólnych chwil z nami, dlatego też zawsze sznurek jest dla Małego Białego dostępny w naszym domu. I zwykle potykamy się o niego w środku nocy. Taki odpowiednik klocka Lego dla tych, którzy nie mają dzieci.
4. Pojemnik na woreczki
Nasz nieodłączny towarzysz spacerów. Przed jego pojawieniem się w naszym domu mieliśmy kieszenie wręcz wypełnione workami śniadaniowymi w wersji eko, które wyciągaliśmy w sklepach, szukając drobnych. Teraz stosujemy pojemnik dołączany w zestawie do smyczy Vario – niezwykle wygodny, w ogóle nie przeszkadzający na spacerach, praktycznie niewidoczny i leciutki. Nie wiem, jak mogliśmy żyć bez niego. Jego zielony poprzednik też czasami jest budzony do życia, jednakże o wiele rzadziej, głównie z uwagi na mniejszą wygodę korzystania.
5. Koce
No dobra, Mały Biały ma co najmniej cztery koce. W dzień i tak śpi zagrzebany w naszą pościel albo mój prywatny, walentynkowy, czerwony koc z mikrofibry, co zwykle wiąże się ze spaniem pod biurkiem, gdy ja pracuję. Jednakże bez psich koców nie wyobrażam sobie ani codzienności, ani żadnych podróży. Miękkie, ciepłe koce świetnie sprawdzają się do przykrycia psa śpiącego w klatce (taki nasz wieczorny rytuał), a także do pościelenia, gdy serwowane są suszone gryzaki. Służyły nam podczas podróży pociągami (na tyle, że czasem współpodróżni nie mieli pojęcia, że podróżują z psem), służą i do kopania w nich obecnie, podczas jazdy autem. A duży wybór pozwala na stosowanie zamienne, gdy część jest w praniu 🙂
6. Szelki norweskie
Tutaj zaskoczenie, bo o szelkach powiedział Michał – który zazwyczaj woli z psem wychodzić na obroży. Szelki norweskie mamy obecnie jedynie od Gadżeciaków, i o ich zaletach pisałam już kilkakrotnie na blogu, nawet poświęcając im osobny wpis. Faktycznie, szybko się zakładają, nie barwią trwale sierści, są dla psa bardzo wygodne na każdym rodzaju spaceru. Ich materiał jest super wytrzymały i niestraszne mu ani zabrudzenia, ani pranie z innymi akcesoriami. Choć obecnie leżą w izolacji, bo Mały Biały postanowił wytarzać się w kupie…
7. Furminator
Narzędzie tortur dla pieska, czyli furminator. Mieliśmy podróbkę, obecnie mamy oryginalny, który służy nam już dłuższy czas i jest naprawdę niezrównany. Łatwo się go używa, jest prosty w czyszczeniu, usuwa naprawdę sporo sierści, dzięki czemu przez kilka dni możemy liczyć na mniej bogaty biały kobierzec ścielący się… no, wszędzie. Jak dotąd ząbki się nie wyszczerbiły ani w widoczny sposób nie stępiły, bo urządzenie działa cały czas tak samo. Zdecydowanie jest to jedna z rzeczy, które przydają się na stałe.
8. Piłka-pyszczek
Piłka pyszczek to nadal, od kilku już lat, absolutny hit naszych spacerów. Choć piłka z TPR jest zdecydowanie od niej trwalsza, to jednak pyszczek swoim dźwiękiem pobudza psa do działania nawet wówczas, gdy jest on pogrążony w hipnotycznym węszeniu za króliczymi bobkami. Obecnie nasz pyszczek jest zielony, co nieco utrudnia zabawy w wyższej trawie, ale nie zamienilibyśmy go na nic innego.
9. Ubranie zimowe
Z pewnością dziwi Was ta pozycja, ale jednak bez zimowego ubrania nie wyobrażam sobie wychodzenia na spacery, gdy mrozy są bardzo silne, a śnieg wysoki. Prawie łysy brzuch Małego Białego i pachwiny, gdzie włosy przypominają kolejowy zarost nastolatka, to obszary narażone na bezpośrednie rażenie połączenia śniegu i mrozu. Dodatkowo fakt, że mieszkamy w kieleckim, gdzie – jak wiadomo – pi*dzi, sprawia, że ubranie na zimę musi być, jeśli drugi koniec smyczy nie ma być spazmatycznie podrygującym, białym punktem, który chce podnieść wszystkie łapy jednocześnie.
10. Szampon
Tak, ta pozycja może Was zadziwić, a jednak Mały Biały jest prany dość regularnie oraz w razie potrzeby. Potrzeba ta zdarzyła się niedawno i pranie trzeba było powtarzać trzykrotnie, aby z jednego miejsca zmyć odór odchodów. Poprzednio korzystaliśmy z szamponu Beahpar do białej sierści, który sprawdzał się nieźle i zdecydowanie był ekonomiczny w stosowaniu. Od niedawna przestawiliśmy się na nagietkowy szampon BioEligo dla szczeniąt i psich alergików, który nie tylko nie pozostawia na psie charakterystycznego zapachu mokrej sierści, ale jeszcze dodatkowo nawet w małej ilości świetnie się pieni i faktycznie nie powoduje żadnych podrażnień.
Piłka pyszczek też jest u nas nieodłaczna, choć nie zastępi piłki lateksowej tej samej firmy – która kupiłam przypadkiem, a okazała się Miłością przez duże M mojego psa przez kolejny rok. Kiedy się popsuła do cna i chciałam kupić taka samą, okazało się że została wycofana ze sprzedaży. Na szczęście pies nie wpadł w depresję przez jej brak, ale i tak jest mi smutno z tego powodu.
A poza Furminatorem, klatka i szelkami norweskimi (wolę guardy) bardzo podobne top 10 bym zrobiła. 🙂
Ze sznurkiem do gryzienia byłabym ostrożna. Są psy, które takie szarpaki rozszarpują na strzępy, a pojedyncze nitki można potem znaleźć, hmm… w kupach, więc nie jest to do końca bezpieczne. U nas za to absolutny must have to naturalne gryzaki, bez tego ani rusz 😉
No właśnie – są różne psy. U nas sznurki sprawdzają się rewelacyjnie i na szczęście nie dochodzi do łykania ich części 🙂 Suszone gryzaki zwykle też mamy, ale nie są nam niezbędne – a odnośnie bezpieczeństwa, znajomej pies właśnie gryzakiem się prawie udławił, więc tak naprawdę uważać trzeba na wszystko 🙂
O tak, klatka to zdecydowanie must have! No ja sobie bez niej życia nie wyobrażam 😉 Podobnie było z FURminatorem, jednak ten niedawno pożegnał się z życiem, a ja jakoś jeszcze bez niego wytrzymuję 🙂
Wy macie kocyki, a my… ręczniki 🙂 Generalnie psie łóżeczko zmienia swój wystrój zależnie od pory roku, ale ręczników mamy mnóstwo i przydają się zawsze, na wyjazdach pełniąc rolę kocyków. Długo miałam poczucie winy z tego powodu (bo mój biedny piesek na twardym leży), ale potem okazało się, że woli te twarde ręczniki niż mięciutkie kocyki (które ja przygarnęłam ;)).
Pozdrowionka!
też kupiłam niedawno Piccoli sznurek do gryzienia i to był strzał w dziesiątkę!
Śliczny piesek 😉
Super blog! Za jakiś czas będe mieć psa z schroniska i twój blog mi bardzo pomógł.
Pingback: TOP 10: psie rzeczy, za które nie warto przepłacać – Biały Jack