Pies w samochodzie gości często, jeśli nie wyobrażamy sobie wyjazdu bez niego. A tak jest właśnie w naszym przypadku – praktycznie wszędzie jesteśmy z psem. Od zawsze generowało to pewne niedogodności, bo problemami tego nazwać nie można. Błoto, piasek, ślady mokrych łap, sierść wbita na amen w tapicerkę – tak w skrócie. Ale, na szczęście, da się temu zapobiegać. Jako że ostatnio pisaliśmy o czystości w domu, dziś przygotowaliśmy wpis o samochodzie. Oparty na naszych doświadczeniach.
Pies w samochodzie na siedzeniu – mata
Mata samochodowa jest jedną z pierwszych rzeczy, którą nabyliśmy w związku z podróżami samochodem z psem. W naszym przypadku była to mata Kardiff na połówkę siedzenia. Sprawdzała się świetnie, bo nie zajmowała całego tyłu, więc ktoś mógł usiąść obok. Dodatkowo była wodoodporna, więc nie było mowy o tym, żeby pies nawet po kąpieli w jeziorze zamoczył tapicerkę. Wewnątrz materiał zapobiegał psiemu ślizganiu. W środku maty (tam, gdzie siedział pies) zatrzymywał się w prawie stu procentach piasek – prawie, bo czasem wysypywał się przez dziurę, przez która przechodziły pasy, jeśli nieuważnie zapięłam matę po ponownym montażu. Dlaczego jej nie używamy? Przede wszystkim dlatego, że zainwestowaliśmy w coś innego, czyli kennel.
Recenzję maty Kardiff przeczytacie tutaj. PS. Obecnie boczne ścianki podobno są uzupełnione gumowym wkładem, przez co stały się znacznie sztywniejsze.
Klatka, czyli pies w bagażniku
Klatek obecnie na rynku jest całe zatrzęsienie. My nie mogliśmy zabudować całego bagażnika z prostego powodu: jeździmy całą rodziną, potrzebujemy miejsca na bagaż, wózek czy łóżeczko turystyczne, a ograniczamy do minimum wszystko, co mogłoby latać w kabinie w razie wypadku. W ten sposób ograniczyliśmy też – dla jego własnego bezpieczeństwa – obecność psa zapiętego w pasy właśnie w kabinie. Ostatecznie Mały Biały zyskał klatkę z aluminiowym stelażem, taką którą można (przy włożeniu w to odpowiedniej dozy siły i sprytu) wyjąć z bagażnika. Tak, wyjmujemy i tam, gdzie jedziemy, traktujemy ją po prostu jako alternatywę kennelu.
O tym, jaki model klatki mamy i jak pies w samochodzie zachowuje się w takiej sytuacji przeczytacie tutaj.
Jazda na dywaniku
Jedną z alternatyw, zwłaszcza gdy przyjdzie nam jeździć jako pasażerom samochodem, który należy do kogoś innego, jest po prostu wsadzenie psa… w nogi. Własne, rzecz jasna, nie kierowcy. To rozwiązanie ma, z punktu widzenia bezpieczeństwa, kilka minusów. Jeśli chcemy, aby pies tak podróżował, a jest mały, powinniśmy umieścić mały transporter z psem między przednim siedzeniem a tylną kanapą. Jeśli to niemożliwe (a tak jest w przypadku wszystkich psów większych do królika), to przewożenie czworonoga pod prostu w nogach bywa ryzykowne. Przede wszystkim pies w samochodzie powinien być zabezpieczony tak, aby nie stanowić zagrożenia dla kierowcy (że nagle wybiegnie pod pedały itd.). Dodatkowo dochodzi kwestia bezpieczeństwa w razie wypadku. Nie polecam tego rozwiązania, chyba że mówimy o przymusowym, krótkim przejeździe, kiedy innej opcji po prostu nie ma. Wtedy jest to komfortowe z punktu widzenia właściciela takiego samochodu – wystarczy, że wytrzepiemy dywanik. Najlepiej gumowy 😉
Pies w samochodzie – jak usunąć sierść?
No, tutaj bywa różnie. Raz musieliśmy płacić za profesjonalne czyszczenie, bo sierść Małego Białego weszła tak głęboko w tapicerkę, że nie było mowy o jej usunięciu własnymi rękami. Mam jednak wrażenie, że w dużej mierze zależy to po prostu… od rodzaju tapicerki. Im bardziej mięsista i z dużymi “oczkami”, tym większa szansa, że sierść pozostanie tam na zawsze. Oczywiście, w przypadku ekoskóry tego problemu nie ma, jest za to problem związany ze śladami psich pazurów. I tak źle, i tak niedobrze 😉 Dlatego, zanim przystąpicie do czyszczenia, polecam zapobiegać, czyli zadbać o to, aby pies liniał jak najmniej. Jak to zrobić – zajrzyjcie do tego wpisu. Informacje o Furminatorze, który stosujemy do wyczesywania sierści (i ograniczamy w ten sposób znacznie jej ilość) znajdziecie tutaj.
W zasadzie jest tylko jeden sposób czyszczenia wnętrza samochodu, który faktycznie coś daje: odkurzanie. Usuwa wszystkie zabrudzenia, o ile odkurzacz ma sensowną moc pracy, a nie zasysa tak, jakby chciał, a nie mógł. Większość odkurzaczy na stacjach czy myjniach z założenia ma dużą moc pracy, ale niestety – z praktyką gorzej, zwłaszcza gdy urządzenia są mocno wyeksploatowane, a rzadko serwisowane. W takiej wersji owszem, usuwają kurz, piach, ale z bardziej wbitą sierścią radzą sobie już gorzej.
Jeśli jesteście fanatykami czystości w samochodzie, to najlepiej, abyście nie mieli psa (żart). Najpewniej jednak powinniście zaopatrzyć się w mały, przenośny odkurzacz akumulatorowy (lub podłączany do gniazda zapalniczki), który będziecie mogli wozić ze sobą, żeby odkurzyć w razie wyższej konieczności. Niestety takie urządzenia również są nieduże, moc sprawdza się przy usuwaniu piasku i zaschniętego błota, ale z wbitą sierścią radzi sobie kiepsko.
Rolki… bardzo fajna rzecz, ale do ubrań. Z tapicerki usuwają tylko sierść, która leży i się nie wbiła. Jak dmuchniecie, to też zleci.
No i oczywiście odkurzacz większych rozmiarów, a więc często i większej mocy. U nas to jedyna metoda na usunięcie bardzo wbitej sierści. Niestety ograniczenia są oczywiste: takiego odkurzacza nie wozisz ze sobą w bagażniku, a do jego działania potrzebujesz sieciowego gniazda zasilania. My odkurzamy zwykle w garażu mojego teścia albo mojego taty 😉 A jeśli chcecie przeczytać coś o odkurzaczu, który poradzi sobie z takimi zadaniami, zapraszamy do tego wpisu.
I tak oto doszliśmy do końca – te wszystkie metody są nam znane w walce z psią wszechobecną sierścią. Bo serio, błoto czy piach to żaden problem w jej obliczu 🙂 Obecnie na szczęście Mały Biały jeździ w bagażniku, w klatce, ale na tylnym siedzeniu doskonale nadrabia Mały Człowiek – po jednej podróży kanapa wymaga generalnych porządków.