Dziecko i pies w naszym domu są już od prawie dwóch lat. Ich wspólne życie przebiega w zasadzie bez większych stresów, zwłaszcza że mają okazję przebywać ze sobą w bezpiecznych, spokojnych okolicznościach. Bardzo pomagają nam w dbaniu o ich więź trzy zasady, które wprowadziliśmy metodą prób i błędów. Ponad nimi jest jednak zasada generalna: kontakt psa z dzieckiem (mówię tutaj o dziecku małym) odbywa się tylko pod naszą kontrolą. A po resztę zapraszam do wpisu 🙂
1. Zasada braku ingerencji osób trzecich
Dziecko i pies w jednym domu często nie są dobrym połączeniem z jednego, prostego powodu: opiekunów. Tak, drodzy rodzice, dziadkowie, wujkowie i ciotki – często dziecko i pies nie są w stanie koegzystować z Waszego powodu. Gdy Mały Człowiek pojawił się w naszej rodzinie, wszyscy prócz nas wpadali w jakąś dziwną panikę związaną z tym, że Mały Biały znajdował się na tym samym poziomie, co młody, czy w jego okolicy. Wprowadzało to nerwową atmosferę, bo pies bardzo ładnie reagował na dziecko, a i dziecko szybko zaczęło wodzić za nim wzrokiem. Z czasem to właśnie pies był dla Małego Człowieka motywacją do pełzania, siadania, raczkowania, a potem chodzenia. O bieganiu litościwie nie wspomnę.
Z tego powodu wprowadziliśmy bardzo prostą zasadę: nikt poza nami nie powinien ingerować w relację na linii dziecko i pies. Głównie dlatego, że Mały Biały nie bardzo się słucha kogokolwiek poza nami, a na wielokrotne próby odganiania czy wręcz odpychania (dorośli ludzie niby…) zareagował w końcu mruknięciem z głębi gardła. Nic w tym dziwnego, bo on robił najnormalniejszą rzecz na świecie, którą robił codziennie po kilkanaście razy – podchodził do nowego członka rodziny. A tu nagle pojawia się ktoś, kto nachalnie i po chamsku, bez żadnego powodu, próbuje go odganiać.
Czy ta zasada podziałała? Tak, zdecydowanie, bo wprowadziła spokój w relację całej naszej rodziny. Jeśli postępowanie którejś z Małych stron wychodzi poza ramy tego, co jest akceptowalne, pojawia się korekta słowna 😉 Działa w obu przypadkach, u psa (prawie) natychmiast, co wynika po prostu z jego ułożenia i posłuszeństwa względem nas. U dziecka obecnie podobnie, choć oczywiście na pewno wrócą etapy, gdy trzeba będzie znów wiele razy tłumaczyć.
2. Zasada nietykalności
Odkąd w naszym domu jest pies, odtąd panują pewne zasady nietykalności, które dotyczą właściwie wszystkich, a mogą być w wyjątkowych sytuacjach i na konkretnych warunkach złamane tylko przez nas (to znaczy przeze mnie i Michała). Odkąd pojawił się Mały Człowiek, zasady te dotyczą również jego i głównie regulują relacje, jakie budują między sobą dziecko i pies. I w ten sposób pies:
- jest nietykalny podczas jedzenia – absolutnie nie można mu przeszkadzać, dotykać go, przeganiać czy grzebać w żarciu, niezależnie od tego, czy mówimy o jedzeniu porcji z miski, czy gryzaka;
- jest nietykalny w klatce – to jest jego królestwo, nie można tam zaglądać, wkładać rąk, próbować wyciągać czegoś albo samego psa;
- nietykalna jest zabawka, którą akurat się bawi – ze względów bezpieczeństwa obu stron, przynajmniej dopóki Mały Człowiek nie stanie się na tyle duży, aby pewne kwestie zrozumieć i nie dać sobie przypadkowo odgryźć palca.
Nie wspominam nic o śnie, bo Mały Biały w dzień raczej drzemie i jedyną ingerencją młodego jest wtedy przykrycie go kocykiem i zostawienie w spokoju.
Jednocześnie Mały Człowiek:
- jest nietykalny podczas jedzenia – nie można próbować mu wyrywać żarcia, sępić i robić innych, dziwnych rzeczy (można w dyskretny sposób sprzątać pod krzesełkiem w kuchni…);
- nietykalne są jego zabawki – wszystkie, bez wyjątku, zwłaszcza po jednorazowym epizodzie odgryzienia dzióbka gumowej kaczce…
I to w sumie tyle. Reszta sytuacji jest rozwiązywana na bieżąco, stosownie do okoliczności.
3. Zasada naturalności
To chyba najważniejsza dla mnie osobiście zasada. Zwłaszcza od momentu, gdy Mały Człowiek zaczął chodzić i próbuje porozumiewać się w języku, który nie jest zrozumiały jedynie dla kosmitów. Staramy się, aby wszystko w domu było wykonywane naturalnie. Mamy pewną rutynę, na której się opieramy, i obu stronom to pasuje. Jednocześnie staramy się w jak najwięcej sytuacji angażować obie strony – dziecko i pies dopiero wtedy nawiązują świetną relację, gdy spędzają ze sobą dużo czasu w różnych okolicznościach. Mały Biały w ten sposób nie odczuwa, że jest pomijany, a Mały Człowiek uczy się, że pies to pełnoprawny członek rodziny z własnym charakterem.
I właśnie dlatego czasami pozwalamy, aby dziecko i pies nieco naciągnęli poprzednie zasady. Czasem dajemy przyzwolenie na to, aby pies – po przywołaniu – wziął kawałek chrupka z dłoni dziecka. Albo wręczamy młodemu piłkę, żeby rzucił psu, bo nic innego tak go nie cieszy jak ta możliwość. Co jednak ważne: wszystko odbywa się pod naszą kontrolą. Czasem pozwalamy też, aby Mały Biały burknął pod nosem, bo to świetnie uczy młodego o jego sposobie komunikacji. Powiem szczerze, że po jego zachowaniu widzę, że bardzo dobrze “czyta” psa, oczywiście na tyle, na ile pozwala mu jego rozwój i umiejętności. Z drugiej strony dajemy też możliwość, aby Mały Człowiek powiedział psu swoje “nie”, gdy nie chce jego obecności. W obu przypadkach pilnujemy jedynie dwóch rzeczy: aby były to komunikaty werbalne (ewentualnie związane z mową ciała), a nie fizyczne, a także, aby druga strona je zrozumiała, zaakceptowała i się zastosowała.
I nie, nie karcimy psa za burczenie. Dlaczego nie? O tym niżej.
Dziecko chce psa i inne, złe powody posiadania czworonoga
I na koniec… Stanowcze NIE dla „to tylko dziecko”
Nie wiem, czy jest coś, co drażni mnie bardziej niż stwierdzenie „to tylko dziecko” używane jako wytłumaczenie dla rodzicielskiej akceptacji przemocy. I działa to w obie strony. Jestem totalnie przeciwna przemocy w procesie wychowawczym. Gdy słyszę, że „to tylko dziecko, wszystkie dzieci dostają klapsy”, to coś się we mnie gotuje. Nie godzę się na to. I podobnie, gdy widzę, że dziecko ciągnie psa za uszy, bije go, siada na nim, mimo że pies wysyła miliard sygnałów o odczuwanym dyskomforcie, a od rodzica (nieingerującego w sytuację) słyszę, że „no przecież to tylko dziecko”… To mam bardzo złe myśli o takim rodzicu.
To jest oczywiste, że dziecko nie wie samo z siebie, że coś jest złe (mówię tutaj o maluchu takim jak mój, niespełna dwuletnim). Zwłaszcza, gdy rodzic patrzy na to z uśmiechem, a czasem nawet – o zgrozo! – krzyczy na psa, żeby nie uciekał i był grzeczny. Ludzie, w ten sposób małymi kroczkami doprowadzacie do tego, że być może za jakiś czas ten pies nie wytrzyma i po prostu ugryzie to dziecko. I nie będzie temu winne ono (bo dokuczało) czy pies (bo agresywny), tylko, drogi opiekunie – TY. To tylko Twoja wina, bo doprowadziłeś do skrajnego zachowania swojego psa przez to, że zawaliłeś wychowanie swojego dziecka. Nie, krzyczenie na dziecko, że ma “być grzeczne” czy bicie go w ramach kary za dokuczanie psu to nie wychowanie. To tresura i przemoc.
Z tego powodu nie ma w naszym domu miejsca na powyższe zachowania dziecka względem psa. I to nie tylko naszego dziecka i nie tylko wtedy, gdy jesteśmy w domu. Również obce dzieci nie mają prawa do psa nagle podbiegać, łapać go znienacka, szturchać kijkiem, rzucać w niego czymkolwiek, próbować wbiegać w niego z impetem, ciągnąć za ogon (wszystko to rzeczywiste próby obcych i, niestety, znajomych dzieci z naszego życia z Małym Białym). Jak reagujemy na takie zachowania? Słownie i fizycznie. Jeśli sytuacja tego wymaga, zasłaniamy psa, wpuszczamy go do osobnego, zamkniętego pokoju (gdzie stoi jego klatka), izolujemy od dziecka. I gadamy, gadamy, gadamy – dlaczego tak nie wolno, co czuje pies, jak ocenić po zachowaniu, że pies czuje się nieswojo.
Serio, rozsądna, pozytywna edukacja najmłodszych to klucz do sukcesu. Szczerze w to wierzę, zwłaszcza że dzieci to urodzeni naukowcy – chłoną wiedzę jak gąbka.
Cześć, w domu bokser 4 lata i wnuczek, mały człowiek – 7 miesięcy. Mieszkamy razem. Tak, wiem… bokser duży pies, pełen emocji, energiczny. Córka pozwala na kontakt, ale raczej ograniczony. Zazwyczaj nieporozumienia dotyczą odpychania psa, odtrącania (łokciem, nogą), zastawiania ciałem dostępu do dziecka, krzyku jeśli pies stanie np. na macie dziecka lub dotknie zabawki ( od razu do mycia i dezynfekcji). Uciszanie psa na każdym kroku, bo mały śpi. Moje prośby o inne zachowanie córki powodują kłótnie. Ech…
Pani Doroto, a czy to, że pies przekracza granice Pani córki, nie jest dla Pani ważne?
Witam 🙂 Przychodzi mi na myśl jeszcze takie pytanie – czy dziecko ma miejsce, w którym może pobyć bez towarzystwa psa jeśli by miało taką ochotę? No bo oboje mają prawo do nietykalności podczas jedzenia i nietykalności zabawek. Ale pies ma ponadto swoje królestwo czyli klatkę, a czy Mały Człowiek tez ma takie miejsce? Pozdrawiam serdecznie.
Oczywiście 🙂 Gdy był mały, to miał bardzo duży, rozkładany kojec z kulkami w środku, często się w nim bawił (sam lub z kimś) i tam psy wstępu nie miały. Obecnie ma swój pokój, jest tam klatka jednego z psów (tam pies śpi w nocy). Jeśli nie chce, żeby pies siedział z nim, to zazwyczaj go wyprasza albo mówi nam i się tam zamyka bez niego. Przy czym Jax ogólnie za nim nie bardzo chodzi (chyba że ma jedzenie ;)), a Rush nie odstępuje go na krok podczas zabawy – wspólnej. Ale też się nie narzuca, gdy młody rysuje, pisze czy robi cokolwiek, w co pies zwykle nie jest zaangażowany 🙂