W ostatni weekend powróciłam do miejsca, które nieodmiennie kojarzy mi się z najlepszymi momentami dzieciństwa – do domu moich dziadków. A tam czekał na nas zupełnie nieznany, niewielki piesek, adoptowany z pobliskiego schroniska. I wszystkich zaskoczył, przyjmując Małego Białego tak, jakby znali się od zawsze i byli dawno rozłączonymi braćmi.
Psia historia jakich wiele
Happy – bo tak nazywa się ten niewielki piesek – do schroniska trafił z odłowu, jako pies bezdomny. Ogromnie cieszył się do ludzi, a jednocześnie strasznie się ich bał. Podniesiony głos, nagły gest – wszystko powodowało strach. A przy tym w małym, brązowym ciałku siedziała radość, jaką tylko może mieć młody pies – merdanie ogona na każde dobre słowo i przychylne spojrzenie, wspinanie się na kolana i kombinowanie, aby tylko ludzka ręka w końcu głaskała i głaskała, i głaskała.
Jak w przypadku wielu psów w schronisku, i jego historia nie jest do końca znana. Z moich obserwacji i tego, czego rodzina dowiedziała się w schronisku – Happy szczególnie bał się mężczyzn. Pierwsza próba zamiatania podłogi w jego towarzystwie skończyła się ogromnym atakiem lęku. Smacznego kąska – skradzionego z kuchni – do dziś nie da sobie odebrać, bo ostrzegawczo warczy, można więc podejrzewać, że o jedzenie musiał kiedyś walczyć z całych sił. Dziś zakopuje je w ogródku – trudno powiedzieć, czy z samej przyjemności myszkowania, czy z dawno zakorzenionej potrzeby robienia zapasów.
Polubi czy nie polubi…?
W dniu przywiezienia Happy bał się wejść z ogrodu do domu. Przekonała go dopiero obecność dobrej duszy, która zabrała go ze schroniska. Widok mężczyzny sparaliżował go na tyle, że nie był w stanie nawet obok przejść – przekonała go dopiero cała porcja mięsa przeznaczonego na kolację dla właścicieli. Z początku było ciężko, bo i pies obawiał się wszystkiego i wszystko było dla niego nowe. Nieco ponad miesiąc temu moi rodzice, w drodze na swój urlop, przyjechali do domu, gdzie obecnie mieszka Happy. Pierwsza reakcja psa – strach, bo obcy. Mężczyźni zostali obwarczeni przy każdej próbie wejścia do domu, a jednocześnie Happy powolutku podchodził, żeby ktoś go pogłaskał. Kobiety były traktowane o wiele bardziej łaskawie.
Wypełnieni tą wiedzą pojechaliśmy z Małym Białym do rodziny. W drodze nachodziły mnie myśli, czy psy się dogadają, czy niezbędna będzie izolacja? Z jednego strony obaj są podobnej wielkości i po kastracji; z drugiej strony, to obcy pies ma wejść na terytorium czworonoga, który dopiero co poczuł się pewnie w swoim otoczeniu. I co się stało przy próbie wejścia na podwórko? Mały Biały zaczął merdać już przed bramką, a Happy ostrożnie podszedł, żeby się z nim obwąchać. Oględziny wyszły chyba pozytywnie, bo nie tylko inny pies został zaakceptowany na podwórku i w domu, ale również i my – obcy ludzie, w tym straszny, nieznany mężczyzna – zostaliśmy przyjęci bardzo radośnie, skakaniem, merdaniem i oczekiwaniem na głaski.
Trzy dni najlepszej przyjaźni
Powiedzieć, że psy się dogadały – to zbyt mało. Przez trzy niecałe dni intensywnego kontaktu zarówno na dworze, jak i w domu; zarówno przy jedzeniu, jak i zabawkach; zarówno przy znanych ludziach, jak i zupełnie obcych – między psami nie wybuchł nawet najmniejszy konflikt. Większość czasu zapełniona była zabawą, która sprawiła, że Mały Biały zapadał w sen tak głęboki, że aż do niego niepodobny. Wykopywanie skarbów zakopanych w babcinych grządkach było rzeczą ulubioną, podobnie jak wizyty na kompostowniku (zwłaszcza w przypadku Małego Białego) – jedno i drugie zostało jednak szybko ukrócone. Gonitwy dookoła podwórka i domu były tak intensywne, że jedynym znakiem tego, gdzie akurat są psy, było poszczekiwanie i ruch roślin. Wolne chwile w największym upale chłodzone były nie tylko zimną wodą (pitą do spółki albo w kolejce), ale również wspólnym wypoczynkiem w cieniu krzewów albo pod stołem w kuchni.
Naprawdę, Mały Biały poznał w swoim życiu wielu psich kolegów, i z żadnym jeszcze nie przypadł sobie do gustu aż tak. Happy natomiast jest psem o bardzo podobnym temperamencie, z dwiema różnicami: lękiem przed obcymi ludźmi, a jednocześnie ogromną potrzebą tulenia się do człowieka. To pies, który mógłby nie schodzić z kolan. Zamkniętą dłoń rozchyla palec po palcu, aby przygotować ją do głaskania. Codziennie rano zachęca swoich właścicieli do zabawy i przynosi im zabawki, a potem chowa je w swojej kryjówce, gdy ma już dość. Na spacerach jest grzeczny, a na widok smyczy cieszy się tak bardzo, że wręcz wychodzi ze skóry. Zawołany – biegnie, na ile pozwalają mu krótkie, krzywe łapki. Wiecznie uśmiechnięty, liskowy pyszczek i skaczące uszy oraz merdający w ich rytm ogon to jego znaki rozpoznawcze.
I przyznam Wam – tym razem z tego azylu z dzieciństwa jeszcze ciężej było wyjechać…
Cudnie się to czytało. Fajnie, że jest u Ciebie miejsce na takie posty 🙂
Bardzo pozytywny post! nasz Polek również ma w sąsiedztwie domu rodzinnego najlepszego przyjaciela, z którym potrafi szaleć cały dzień.
Pingback: Jaki był rok 2015? - Biały Jack