Osiem lat to kawał życia, zwłaszcza w przypadku psa – dla wielu ras olbrzymich to już zaawansowana starość! Na szczęście w przypadku małych ras jest nieco inaczej i Mały Biały chyba nie odczuwa swojego zaawansowanego wieku. Niemniej, przez te lata wiele rzeczy się zmieniło i o tym chciałabym napisać kilka słów.
Co z tym przywołaniem?
Jeśli zapytacie mnie, jaka jest moja największa porażka i największy upiór życia z psem, który prześladuje mnie dzień i noc, bez zastanowienia odpowiem: przywołanie. No dobra, teraz jest już znacznie lepiej, ale dopiero po 8 latach (!) jestem w stanie stwierdzić, że sytuacja mnie jako tako satysfakcjonuje. Mały Biały na początku w ogóle nie był zainteresowany ludźmi. Psy – jasne, fantastycznie, zaprzyjaźnijmy się! Ludzie? W życiu, coś mi się ciągnie na smyczy i mnie hamuje.
Od tamtej początkowej sytuacji dzielą nas przede wszystkim morze łez (moich), kilka wypróbowanych metod (podpowiedzianych przez specjalistów), tony jedzenia (dla Małego Białego) i bardzo duża dawka frustracji. Dochodziło do sytuacji, w których nie chciało mi się nawet iść na spacer – na początku Mały Biały nie reagował na mnie nawet wówczas, gdy stałam tuż obok niego.
Jednakże z czasem, jak zawsze, okazało się, że regularna, konsekwentna praca według planu daje dobre efekty. Obecnie Mały Biały reaguje na przywołanie w, powiedzmy, 95% przypadków. Te 5% rezerwuję na zły dzień, spotkanie zwierzyny łownej bądź wejście na trop. W terenach z tym ryzykiem biega na lince, bo alternatywy dla nie mamy dwie: OE albo puszczenie psa i liczenie, że w końcu wróci, jeśli się nie odwoła. A wtedy będziemy mogli pogrzebać wszystko, co dotychczas uzyskaliśmy. Więc nie, dziękuję.
Żeby nie było – bywają sytuacje, w których Mały Biały jest luzem. Bardzo mnie one cieszą, choć nadal muszę mieć oczy dookoła głowy i reagować szybciej niż pies. Na otwartej przestrzeni to dość proste, bo jestem znacznie wyższa 😉
Może zabaweczkę?
Taaak, zabawki to temat-rzeka. Co tydzień dostaję przynajmniej dwie wiadomości, w których opisujecie, że Wasze psy owszem, lubią zabawki – głównie zabijać. Nie mają ochoty bawić się z Wami, o przynoszeniu zabawek w ogóle nie ma mowy. Mały Biały na początku najchętniej się przeciągał, a potem właśnie próbował dokonać żywota zabawki. Aportować nie chciał w ogóle, zresztą teriery nie mają tego we krwi tak jak aportery.
Co pomogło? Przede wszystkim zrobienie z zabawek święta. W domu dostępne były tylko nudne zabawki do gryzienia, głównie węzełki czy inne tego rodzaju rzeczy. Na dworze za to – gdy Mały Biały już jako tako zwracał na nas uwagę – pojawiły się fantastyczne, ukochane, jedyne w swoim rodzaju piszczące piłki. To one sprawiły, że Mały Biały zaczął interesować się wspólną zabawą, a gdy dodaliśmy do tego wymianę – również przynoszeniem zabawek do nas. Wymiana piłki na piłkę jest spoko dopiero od pewnego czasu. O wiele atrakcyjniejszy był po prostu mały, miękki smaczek.
Poznaj nasz sekretny psio-ludzki słownik!
Obecnie Mały Biały może być nagradzany zabawką i ją do nas odniesie, żeby dalej trenować czy się bawić. Nadal najbardziej lubi piszczące piłki, co zresztą pewnie zauważyliście. Zabawę kończymy, zanim on straci zainteresowanie, dzięki czemu zawsze jest na niezłym poziomie.
Jest oczywiście jeszcze sporo innych rzeczy, które się zmieniły. Na przykład to, że Mały Biały zaczął wchodzić sam do wody – kiedyś nie do pomyślenia. Albo to, że sam melduje się na spacerach. Jeśli chcecie posłuchać nieco o tym, o czym pisałam wyżej oraz innych szczegółach, zapraszam Was na nasz profil na Instagramie – znajdziecie tam film na kanale IGTV, a w nim ciekawostki, które nagrałam dla Was w czasie urodzinowego spaceru.