Z okazji świąt dostarczymy Wam więcej zdjęć Małego Białego niż tekstu – i my odpoczniemy, i Wy być może ucieszycie oko 🙂
W moim rodzinnym mieście, zwłaszcza tam, gdzie mieszkamy, terenów do chodzenia jest sporo. Z jednej strony możemy przejść 20 minut i wyjść na zupełne pola już za miastem. Z drugiej czeka na nas teren przy obwodnicy, odległy na kwadrans. Z dwóch stron otacza nas miasto, a więc miejski spacer ze zwiedzaniem też można bez problemów zrealizować. Jako jednak, że pogoda jest niepewna, a i czasu nie ma zbyt wiele – bo goście, goście, goście – wychodzimy tam, gdzie za mojej młodości stał ogromny dom mody. Dziś jest to ogrodzony krzywym, metalowym płotem z wiecznie otwartą bramą nieużytek.
Łatwo można przez niego przejść, dostać się na tory, na drugą stronę miasta, do dawnej dzielnicy “przemysłowej” czy na niewielkie działki. Jedynym minusem jest opuszczony budynek otoczony kawałkami szkła z butelek i trochę śmieci. Nie jest to jednak aż tak negatywna sprawa, aby odpuścić sobie spacer tamtędy – bo plusów jest mnóstwo, a największy z nich to fakt, że przez kilka spacerów spotkaliśmy tam chyba 3 osoby.
Na początku idzie się terenem starych, wyschniętych i bardzo wysokich traw, mniej więcej wzrostu dorosłego człowieka. Pies stwierdził, że to świetny teren do węszenia – zwłaszcza że chodzą tam i jeże, i lisy, i zające, więc – jak możecie się domyślić – zapachów jest mnóstwo.
Następnie niewielką ścieżyną idzie się prosto przy torach, co – jak widać na zdjęciu – może być świetną okazją do rzucania piłeczki, o ile ktoś rzuca prosto, a nie tak jak ja (szukaliśmy piłki przez ładnych kilka minut po moim “mistrzowskim” rzucie).
Okolica, nie licząc reklamówek i zużytych butelek (ludzie to jednak czasem brudasy, za takie wyrzucanie śmieci na dziko powinny być zasadzane porządne kary), jest dość ciekawym miejscem, zwłaszcza dla fanów połączenia natury i dawnych, nieużywanych obecnie terenów przemysłowych.
Następnie wchodzimy na tory. Od razu zastrzegam, że chodzenie po torach używanych jest po prostu niebezpieczną głupotą. My wybraliśmy dawno nieużywany i zarośnięty tor, którym biegł kiedyś transport wewnętrzny w mieście, właśnie z budynków produkcyjnych.
Na sam koniec dochodzimy do jednego z wyjść z trasy, gdzie znajduje się spory kawałek trawnika, gdzie można porzucać piłkę albo poćwiczyć trochę posłuszeństwa. Z jednej strony jest tu ulica, w święta bardzo mało używana. Miasto wyglądało przez cały spacer jak wymarłe, co dawało dość niepokojący, aczkolwiek ciekawy efekt.
Czas świąt to okres, kiedy możemy w końcu nieco odpocząć, bo i naszych obowiązków jest trochę mniej – szczególnie, gdy jesteśmy już po Wigilii. Jutro czeka nas kolejna podróż, tym razem samochodem, a za kilka dni – następna – tym razem już do domu.
No, to lubię: dużo zdjęć! Mały Biały robi niesamowite miny na widok piłeczki 🙂 U nas też są podobne tereny – tzn. też dużo śmieci i tereny przemysłowe i po-przemysłowe. Nie macie problemu z kupami żuli? Bo wokół nas są hordy ludzi bezdomnych mieszkających, póki temp. pozwala, w okolicznych krzakach i laskach.
Też zarzuciłam dużo zdjęć na bloga, żeby się nie wysilać za zbytnio, na wakacjach jestem.
Kup odnotowano sztuk jedną, ohydną, rzecz jasna prawie-polizaną przez psa. Fujka. Wróciliśmy inną drogą, żeby jej znów nie mijać 😀
My musimy przerobić wszystkie foty i jakoś je ogarnąć, a na dziś/jutro szykujemy jeszcze podsumowanie… Trochę tego będzie 😀
Niestety u nas też 🙁
Pingback: 4 miejsca, które odwiedziliśmy z psem - Biały Jack