Problemy z jedzeniem to jedne z najczęstszych problemów, które ludzie mają ze swoimi psami. Rzecz jasna, nie wszyscy, ale jednak żarcie pozostaje jednym z bardziej problematycznych elementów codziennego życia. Dlaczego? To dość proste: żarcie jest elementarnym dobrem, które pies musi posiadać, ponieważ odczuwa głód.
Jedzenie w oczywisty sposób jest samo-nagradzające, choć z tym bywa różnie, w zależności od psów. Generalnie problemy z jedzeniem zauważam następujące:
– pies broni jedzenia przed innymi;
– pies rzuca się na jedzenie, jednocześnie reagując agresją na próby zbliżenia się kogokolwiek;
– pies rzuca się na jedzenie i je łapczywie;
– pies wybrzydza;
– pies nie je.
Między opcją pierwszą a drugą nie ma specjalnej różnicy, ale rozdzieliłam je zakładając, że jedzeniem jest nie tylko to, co pies dostaje w misce, ale też gryzaki itd. – wiele psów nie broni miski, ale broni gryzaka. Żarcie to super narzędzie w pracy z psem, jeśli ktoś wie, jak z niego korzystać. Rozwińmy więc nieco opisy i zobaczmy, gdzie może leżeć błąd.
Zazwyczaj na jedzenie rzucają się psy, które długo nie jadły – czyli schroniskowe, adopcyjne, bezdomne – ale też nie zawsze; po prostu niektóre psy są bardziej łakome niż inne 😉 Doskonale działają tutaj wszelkie zajęcia z samokontroli, doggie zen – pozwalają bowiem psu panować nad swoimi emocjami i skupiać się na naszych poleceniach, a nie na tym, co akurat w danej chwili chce zrobić. Dodam może tutaj coś oczywistego, co jednak wcale nie jest takie oczywiste dla niektórych: metoda “a, niech sobie je, to co, że warczy – biedak walczył o jedzenie, to niech ma” nie jest dobra. Nawet wrzucanie do psiej miski samych smakołyków i dawanie mu zupełnej swobody w zachowaniach przy misce nie sprawią, że się psu “wynagrodzi” cokolwiek. Psychika psów działa głównie na zasadzie skojarzeń, to skojarzenie jest budowane na zasadzie: zjem szybko i będę bronił, bo jak nie, to będę chodził głodny. Naszym zadaniem jest sprawić, aby zbudowane zostało skojarzenie: o, człowiek jest fajny, bo ma żarcie, a jak się robi to, co on mówi, to się nigdy nie jest głodnym! Takim samym bezsensem jest zatuczanie psa, bo kiedyś był chudy. Nie mówiąc o tym, jaką krzywdę fizyczną, zdrowotną można zrobić psu, gdy nagle daje mu się mnóstwo żarcia, podczas gdy wcześniej jadł mało. Ale wracając do meritum sprawy: w przypadku, gdy pies super rzuca się na jedzenie, je łapczywie i przy tym broni miski, najlepszym sposobem jest po prostu… “spalenie” miski, a potem wprowadzenie jej znów, na naszych zasadach. “Spalenie” miski, czyli po prostu skarmianie psa z ręki, po kilka ziarenek. Sprawia to, ze pies uczy się, że jedzenie pochodzi od człowieka, więc człowiek + jedzenie = dobre skojarzenie. Ja w przypadku psa tymczasowego, który na żarcie rzucał się straszliwie, karmiłam najpierw jedynie z ręki, w różnych momentach (i musiałam prać regularnie ciuchy, bo nie pachniały zbyt ładnie po trzymaniu w kieszeniach psiego żarcia), a potem uczyłam cierpliwości przed miską – pustą. Gdy tego się nauczył i gdy nie rzucał się na żarcie – jeden smaczek do miski i jedzenie dopiero na komendę. Do takich ćwiczeń trzeba czasu, cierpliwości – ale naprawdę się to opłaca.
Jeśli pies broni przed nami jedzenia, to trzeba pamiętać, że jest to praktycznie to samo, co pilnowanie jakiegokolwiek innego zasobu. Po prostu jedzenie jest dla psa zasobem cennym. Jeśli już do pilnowania dojdzie, to najlepiej bawić się sztuką wymiany, to znaczy: dajemy psu coś, co jest dość atrakcyjne, a w zanadrzu mamy coś, co jest super atrakcyjne, ale jest tego bardzo mało. Podchodzimy do psa, mówiąc do niego, czyli ostrzegając, że się zbliżamy (dużym wg mnie błędem jest podchodzenie do psa nagle, gdy ten je, czy nagłe zabieranie mu jedzenia – jeśli pies jest mniej pewny siebie czy pobudliwy, sami sprowadzamy sobie kłopoty na głowę), siadamy w bezpiecznej odległości, po czym proponujemy “wymianę” – oferujemy super fajną rzecz za tę mniej fajną. Psa rzecz jasna chwalimy suto. Trzeba jednak pamiętać, aby nic nie robić na siłę i za szybko, oraz żeby ma początku była duża różnica między tym, jak atrakcyjne są te dwie rzeczy.
Dobrymi praktykami, aby nie wychować sobie małego terrorysty, są wszelkie zabawy z jedzeniem, również wymiany, ale też np. trzymanie gryzaka, gdy pies go je. Przyzwyczaja to psa do naszej obecności przy jedzeniu i sprawia, że nie kojarzymy mu się negatywnie. Warto też wypracować sobie od początku komendę, która będzie znaczyła dla psa tyle, co “koniec jedzenia” i za to go chwalić. Tak samo, jak i warto mieć komendę na początek jedzenia – u nas jest to “weź”.
Psy, które wybrzydzają, to zazwyczaj wytwory ich własnych właścicieli, lamentujących potem na forach, że ich pieski to nie chcą jeść nic. A potem dodających, że w związku z tym wybrzydzaniem, jak piesek nie zje suchych chrupek, to dostaje wołowinkę. Każdy głupi zauważyłby związek: pies jest inteligentny i wie, że jak nie zje tego, co ma w misce, to dostanie coś lepszego. Dokarmianiem między posiłkami wzmacniamy zachowanie nie jedzenia swojej porcji przez psa. Na takie zachowania mam kilka recept, z których pierwsza brzmi: zero dokarmiania oraz stałe pory posiłków. Oczywiście, jeśli ktoś z psem trenuje, ćwiczy na jedzenie, to dokarmianie to jest, ale powinno ono być jedynie w ramach ćwiczeń, aby pies wiedział, że to jest nagroda. Zero zrzucania ze stołu resztek, dzielenia się jabłkiem, dawania psu szyneczki “bo tak patrzy”, karmienia wołowinką, bo nie zjadł porannej porcji i na pewno umrze z głodu. Psy nie umierają z głodu, gdy mają dostarczane regularne jedzenie, o ile mówimy rzecz jasna o psach zdrowych – mają instynkt samozachowawczy, która wyraźnie mówi im, że jak są głodne, to powinny zjeść. Co ciekawe, problem z wybrzydzaniem pojawia się zazwyczaj albo u psów, które są w danym domu od szczeniaka, albo u psów, które kiedyś były bezdomne, a teraz właściciele im to “wynagradzają”. W obu przypadkach jest to zachowanie wyuczone, i gdyby przyjrzeć się zachowaniu właścicieli, to jest to ich problem, a nie psa. Dlatego, gdy pies wybrzydza, radzę wprowadzić nową karmę (jest to opcjonalne, można zawsze zostać przy starej), karmić TYLKO jednym rodzajem pożywienia przez pewien okres, wyznaczyć stałe pory karmienia i nie dosmaczać. Ew. dosmaczać olejem, tylko i wyłącznie – nie dorzucać nic innego. Zdrowy, ogarnięty pies, który nie zje dwóch posiłków pod rząd, licząc, że mu skapnie coś lepszego w zamian, szybko się opamięta i zmiecie zawartość miski, aż miło patrzeć. Oczywiście, są wyjątki – ale to są naprawdę przypadku rzędu 1-2%. I powyższa metoda wymaga przede wszystkim od właścicieli pewnej konsekwencji i nie uczłowieczania psa – on sobie nie pomyśli, że jak będzie głodny, to pańcia go nie kocha. A i 24-godzinna głodówka na pewno większości wyjdzie na zdrowie.
Zupełnie innym problemem, z którym spotkałam się głównie u bezdomniaków, jest niejedzenie ze strachu. W takim wypadku postępować trzeba dość ostrożnie, przede wszystkim bacznie obserwując psa. W ogóle jakiejkolwiek osobie, która bierze się za tymczasowanie psów strachliwych, polecam poczytanie o calming signals i ogólnie o postępowaniu ze strachulcem. Bardzo ułatwia to życie i zapobiega hasłom, że pies dyszy, więc się uśmiecha, bo pańcia go przytula, albo nieruchomieje na rękach, bo tak mocno się przytula. Pies dyszy, bo jest zestresowany; nieruchomieje, bo się boi, jest niepewny. Może tez nie jeść ze strachu. Wówczas dobrym rozwiązaniem jest… nie zwracanie na psa uwagi. Polecam też wprowadzenie stałych pór posiłków, ale znacznie częstszych, a mniejszych. Warto tutaj dosmaczać żarcie, albo dawać w ogóle “pachnące” dla psa rzeczy. I zostawić psa w spokoju – nie patrzeć, nie zachęcać, nie mówić do niego. Postawić mu miskę w spokojnym miejscu, na początek blisko posłania, i obserwować np. kątem oka. Na początku można w ogóle pozwalać na jedzenie bez obecności człowieka, potem tę obecność intensyfikować – np. najpierw być w domu, potem być w pomieszczeniu obok, potem być w tym samym pomieszczeniu itd. Warto uzbroić się w coś super śmierdzącego (znaczy się, dla psa – pachnącego), pokrojonego w drobne kawałeczki, usiąść po drugiej stronie pokoju, bokiem do psa, i rzucać w jego stronę powolnym ruchem kawałeczki pachnącego jedzenia tak, aby mógł pies sobie skojarzyć, że człowiek nie jest zły. Wiem z doświadczenia, że czasami godziny potrafi trwać, zanim pies weźmie pierwszy kawałek, ale uwierzcie – warto, bo świetnie buduje to zaufanie. Dobrym pomysłem jest też zaoferowanie psu czegoś, co może sobie wylizywać, bo wylizywanie jak już wiemy z notki o KONGu, uspokaja i pozwala opanować emocje.
Pies takze nie je kiedy ma problemy z tarczyca.
tabletki na ok 6 tyg.
Po 3 dniach na tabletkach pies je normalnie.
A co z tymi “wybrzydzakami”, które należą do tych 1-2%, gdzie i tak nie zjedzą mimo głodówki?