Dzisiejszy spacer natchnął mnie do napisania poniższej notki – było zimno, mroźno i straszliwie wiało. Dzięki metodzie prób i błędów udało mi się zebrać rzeczy, które powodują, że na takim spacerze nie zamarzam i nie siadam w kąciku, aby usnąć snem wiecznym.
Możecie myśleć, że przesadzam – niestety, z bardzo szczupłą budową ciała i niskim ciśnieniem przy wzroście większym niż średnia wskazuje potrzebuję akcesoriów, które pozwolą mi zachować ciepło i ochronią mnie przed przeziębieniem. Dzięki temu możemy wychodzić w mrozy, śniegi, ale i dostosować swoje potrzeby do panującej akurat, jesienno-zimowej pogody. Co więcej, są i rzeczy, o których muszę pamiętać, a dotyczą one sprzętu, który ze sobą zabieram – zarówno mojego, jak i psiego. Taka pogoda nie dotyczy tylko zimy – jesienią nierzadko zdarzają się dni chłodniejsze i bardziej nieprzyjemne od tych zimowych. Co więc będzie na mojej liście?
Ciepłe ubranie
No tak, wydaje się oczywiste. Faktem jest jednak, że nie zabierzemy swojego wełnianego płaszcza za kilkaset złotych na leśny spacer z psem, zwłaszcza gdy panuje plucha. Z tego powodu podstawą jest dla mnie kurtka 3w1. Taką kurtkę możecie kupić w większości sklepów sportowych, w różnych kolorach, fasonach oraz rozmiarach. Taka kurtka nie musi kosztować dużo – wystarczy poczekać na przeceny albo kupić produkt z poprzedniego sezonu, nie tak “modny”. Moja kurtka jest marki Hi-Tec, ma 5 kieszeni zamykanych, w tym jedną na piersi i dwie wewnątrz kurtki, w polarze. Co ważne – na dole jest ściągacz, a kaptur i rękawy regulowane są na rzepy. Jest wodoodporna, wiatroszczelna i posiada membranę TecProof 5000. Dzięki temu doskonale chroni przed zimnem i opadami jesienią i zimą, a w cieplejsze dni wystarczy odpiąć polar, który jest podszewką, i mamy dwa okrycia: wygodny, ciepły polar albo wodooporną wiatrówkę.
Druga kwestia to odpowiednia bielizna termoaktywna. Nienawidzę wprost uczucia, gdy wiatr mrozi mi nogi – dlatego pod spodnie zakładam zazwyczaj odpowiednie legginsy termoaktywne, a do tego w komplecie koszulkę. Bielizna osobistego tego rodzaju nie ma szwów, dzięki czemu pod kilkoma warstwami ubrania nie obciera i nie powoduje podrażnień. Temat ten znają na pewno biegacze oraz osoby chodzące po górach.
Dodatkowo: odpowiednie ubranie ochronne, czyli rękawiczki, czapka i bufka. To jest dla mnie niezbędnik – czapkę używam, gdy tylko mocno wieje albo jest szczególnie mroźno. Najlepiej sprawdza się tutaj czapka polarowa, która lepiej chroni głowę i jest z pewnością łatwiejsza do wyczyszczenia po bardziej brudnym spacerze na dzikich terenach. Rękawiczki w zasadzie mogę polecić w dwóch rodzajach. Pierwsze, klasyczne z palcami, też polarowe – ciepłe, przylegające do dłoni, a dodatkowo można wybrać również model z powierzchnią na palcach pozwalającą na obsługę ekranu dotykowego. Pies przy nagradzaniu nie będzie zaciągał takich rękawiczek, a ślina nie wsiąknie w nie tak łatwo. Drugi rodzaj to mitenki, czyli rękawiczki bez palców. Nadadzą się tam, gdzie jest nieco cieplej – odkrytymi palcami zawsze lepiej się manewruje i łatwiej można złapać smaczka z saszetki. Na koniec bufka – wiecie, co to jest? Bardzo szeroki kawałek materiału w formie tuby, który, stosownie do potrzeb, można nosić jako ochronę szyi, całej głowy albo złożyć jako opaskę. Mnie w górach służy czasem również jako gumka do włosów – taka wszechstronna, mała, niedroga rzecz, a tyle zastosowań!
Ochrona stóp i łap
Choć oczywiście na długi, leśny spacer można iść w ukochanych, skórzanych kozakach, to jednak – nie polecam. Wystarczy byle zamarznięta gruda lodu czy wystający konar, aby na skórze pojawiło się nieładne zadrapanie. O wiele lepiej sprawdzają się porządne buty trekkingowe. Ja, w połączeniu ze skarpetami trekkingowymi (bezszwowymi, odprowadzającymi wilgoć i zatrzymującymi ciepło) bardzo komfortowo czuję się butach, których używam w góry. Są one nieprzemakalne, mają vibram w podeszwie, dzięki czemu się nie ślizgają aż tak bardzo. Śnieg im nie straszny, można wręcz przejść w nich przez dość głęboką kałużę i póki woda nie przeleje się górą, póty nie przemokną.
O stopach warto też pomyśleć w przypadku… psa. I to zarówno na spacerach w mieście, jak i poza miastem. W mieście, gdy tylko pojawi się śnieg i lód, pojawi się zwykle też sól. Nie działa ona dobrze na nasze buty, nie wspominając nawet o psich łapkach, które przecież nie mają żadnej ochrony. Jeśli więc planujemy miejski spacer, warto zabezpieczyć przed wyjściem psie łapy wazeliną albo specjalną maścią chroniącą łapy przed solą. Można zabrać też wilgotne chusteczki myjące, którymi przemyjemy psie łapy np. po wejściu do tramwaju czy autobusu – z nadmiaru soli właśnie. Bywają psy, które wręcz kuleją, gdy sól wejdzie im między opuszki – dobrze być zabezpieczonym na takie ewentualności. Dodatkowo, dobrze mieć też bandaż samoprzylepny, na przykład taki, jak oferuje SuperKura. Pozwoli on na zabezpieczenie ewentualnych kontuzji psich. Osoby dużo chodzące po naturalnym terenie często zabierają też jeden psi bucik – obowiązkowy np. na zawodach dogtrekkingowych.
Ubranie dla psa?
O to, czy psy ubierać, jest wiele sporów każdego roku. Niektórzy uważają, ze psa ubierać nie należy, bo to nienaturalne. Jest to prawda – ale tak samo nienaturalne są niektóre rasy czy trzymanie psów w domu, w końcu powinny sobie one hasać po dworze całymi dniami. Pies, który mieszka w bloku czy na stałe w domu jednorodzinnym, nie ma szans przyzwyczaić się do zimna tylko podczas spacerów. Będzie marzł, bo jego sierść będzie dostosowana do temperatury panującej w mieszkaniu. I choć wiele psów ma na zimę grubszą sierść, to jednak nie ma co liczyć, że nie będzie marzł pies bez podszerstka czy o krótkiej sierści. Dlatego jestem zdania, że jeśli pies marznie, telepie się, a spacer nie jest dla niego przyjemnością – warto zainwestować w kubrak, który ochroni go przed mrozem czy opadami. Komfort psa powinien stać na pierwszym miejscu, przed tym, co powiedzą znajomi czy sąsiad, co to od 20 lat ma psy. Oczywiście, ubranie powinno być dla psa wygodne, nie może krępować ruchów i musi umożliwiać załatwianie wszelkich potrzeb fizjologicznych.
Drobne rzeczy, o których łatwo zapomnieć
Istnieje też cała lista drobnych rzeczy, które wychodzą “w praniu”, a o których dobrze jest pamiętać. Na własnym przykładzie postanowiłam zebrać je razem. Będą to więc:
– niewielki ręcznik – jeśli nasz pies kocha bieganie po głębokim śniegu, a nie ma zbyt imponującej okrywy, albo mimo pory roku postanowi zażyć kąpieli, warto zabrać ze sobą niewielki ręcznik. Przyda się on również w sytuacji, gdy na dworze wszystko się roztapia, a my mamy wrócić autem do domu. Ręcznikiem można nieco wytrzeć psa w newralgicznych miejscach np. podczas oczekiwania na tramwaj albo autobus – pies, który biega, nie odczuwa tak zimna, a mokry czworonóg, który musi siedzieć w miejscu, może po prostu marznąć;
– zapalniczka – nie wpadłabym na to, gdyby nie moja znajoma, której psu po kąpieli… zamarzł karabińczyk w lince! Zapalniczka pozwoliła rozgrzać zamarzniętą wodę, a że jest rzeczą tanią i niewielką, to zawsze można ją wcisnąć do kieszeni plecaka;
– obroża “na zmianę” – coś podobnego do pierwszego przypadku. Pies po szaleństwach jest brudny i mokry, a z szelek czy obroży zazwyczaj można wyciskać wodę z brudem. Tutaj świetnie sprawdzi się zapasowa obroża, do której przypniemy smycz – będzie czyściej, wygodniej i przede wszystkim – bardziej sucho. Do tego – można pochwalić się swoją kolekcją :);
– zapasowy akumulator/baterie do aparatu – dziś miałam przykład, jak w trakcie niewielkiego mrozu zachowuje się aparat. Zazwyczaj zabieram ze sobą tylko aparat z naładowanym akumulatorem – dzisiaj natomiast ten naładowany po 10 minutach zdjęć był na wyczerpaniu. Zimne powietrze wpływa też na sprzęt, dlatego dobrze jest się ubezpieczyć i w głębi plecaka schować zapasowy akumulator czy baterie do aparatu;
– smakołyki w formie “stałej” – na mrozie każda woda w końcu zamarznie. Im większy mróz, tym szybciej się to stanie. Dlatego właśnie na taką pogodę lepiej wziąć smakołyki w formie odwodnionej, czy to paski mięsne, czy suszone mięso albo gotowe treserki – zarówno te kupne, jak i zrobione samodzielnie. Świeże czy gotowane mięso może szybko zamarznąć – my stracimy smaki, a i pies będzie najpewniej niepocieszony ;);
– zabezpieczona woda – przyznam szczerze, że na spacery krótsze niż godzina nie zabieram ze sobą zimą wody – pies nie męczy się aż tak bardzo, zaś woda bardzo szybko robi się lodowato zimna. Jeśli idziemy gdzieś na dłużej czy chcemy zabrać ze sobą wodę, zabezpieczmy ją np. w styropianowym ochraniaczu czy izolatorze do butelek i termosów. Dłużej utrzyma swoje ciepło i będzie ją przyjemniej pić – nam również.
W wielu przypadkach pewnie popukacie się w głowę, że trzeba by zabrać ze sobą cały plecak rzeczy, a dodatkowo mieć również ubrania kupione specjalnie na wyjścia z psem. Dla mnie zabieranie rzeczy niezbędnych jest oczywiste – z przypadkami jest bowiem tak, że póki jesteśmy odpowiednio przygotowani, póty się nie zdarzają; gdy czegoś w naszym wyposażeniu zabraknie, to najpewniej będziemy tego właśnie potrzebować. Większość ubrań i rzeczy dla psiarza, które wymieniłam, służą mi również na co dzień czy podczas licznych wyjazdów w teren. Warto, aby spacer nawet w zimie czy dżdżystą jesienią był przyjemny i bezpieczny dla nas i dla psa.
Największy ból to rękawiczki – w ręce zimno, ślina wsiąka, ciężko wysupłać smaczka i jeszcze szybko się niszczą. Na silne mrozy używam narciarskich, ale i tak szału nie ma :-/. U mnie jest dziś -5 więc temperatury zimowe.
Kurczę, ale w narciarskich chyba trudno złapać smaczki, bo one grube, nie? Też nad nimi myślałam, ale z tego powodu odpadły z mojej “listy” 😉
Ja mam cały asortyment ubrań do psów, oprócz opisanych u nas butów. Swetry, polary, bluzy. Wolę ubrać 3 warstwy(!) ciuchów niż zimową kurtkę na spacery, ale to temperatury -20. Rękawiczki to też ubieram dwie pary. Czapka to ta najgrubsza. Przecież jak idę na spacer, zwłaszcza zimą to i tak nikt mnie nie widzi, także nie mam co się przejmować ubiorem. A jeśli chodzi o kolor to zawsze uda mi się tak dobrać ciuchy, że nie wyglądam jak klaun, na szczęście 🙂
Ja ostatnio na mroźnym spacerze zostałam zmierzona zdziwionym wzrokiem – że w ogóle idę na spacer z psem, i że jestem jakoś tak “niemiejsko” ubrana. A ja wolę ubrania, na których nie widać sierści, śladów łap, błota, szlamu z rzeki, i które łatwo wyczyszczę. Dodatkowo, może padać, wiać – a ja tego nie czuję. Poza tym, też ubieram się na cebulkę, czyli bielizna termoaktywna, golf, no i kurtka, która w sumie stanowi dwie warstwy – polarową i wierzchnią. I choć może niektórzy patrzą na mnie jak na wariatkę, to ja się z nich śmieje, bo mnie jest ciepło, a oni marzną 😀
U mnie świetnie sprawdzają się skórzane rękawiczki. Jest mi ciepło w dłonie, a gdy Habs dostaje przysmak, nie ma problemu, bo ślina nie wsiąka, ani nie dzieje się z nimi nic złego. Na pewno muszę zainwestować w bieliznę termoaktywną, bo dzisiaj nogi mi tak zmarzły, że aż mnie szczypały uda, jak wróciłam do domu.
Pozdrawiamy,
Ola i Habs
habsterski.blogspot.com
Ooo, marznięcie nóg najgorsze! U nas skórzane szybko się niszczą, wolałabym jednak ich tak nie zużywać – muszę zainwestować w dwie pary polarowych na zmianę. Są cieńsze, łatwiej się łapie smaki i w ogóle dają większą “swobodę” ruchów 😀
Aha z tego wynika, że mam nosić całą walizkę rzeczy dla psa, a na spacery mam sobie specjalnie kupić kurtkę i buty trekkingowe i mam zrezygnować z ciepłych Emu? Jakoś mi się to nie widzi mam porządny Softshell Adidasa ale czy przy -8 stopniach nie lepsza jest zimowa kurtka? Przecież nie mam zamiaru bawić się w komandosa i nie będę się czołgać po ziemi w niej a co do butów to po co kupować buty trekkingowe w czasie mrozów nie jest mokro i kozaki się nie zniszczą a gdy jest mokro wystarczą kalosze z ociepleniem lub po prostu trzeba dokupić długo ciepłą skarpetę za 15zł i zrobić sobie to ocieplenie samemu, które zapewne każdy ma. A zapomniałaś dopisać “latarkę jakby ktoś się zgubił, namiot gdybyś nie trafiła a no i jeszcze suchy prowiant gdyby przyszło ci nocować tam”. 😉 Trochę kiepski ten artykuł ale to tylko moje zdanie…
Oczywiście, masz prawo do własnego zdania. Znam ludzi, którzy na spacer idą w tym, w czym chodzą normalnie – i to jest ich sprawa. Ja natomiast piszę, co ja zabieram. Nie trzeba mieć walizki – wystarczy plecak, który zabieramy ze sobą, czy idziemy na spacer w lecie, czy w zimie 🙂 Poza tym – wystarczy uważnie przeczytać notkę, a wszystko będzie jasne – znam mnóstwo zaangażowanych w spacery psiarzy, i realnie, i wirtualnie, którzy zabierają jeszcze masę specjalnych zabawek, dostosowanych do pory roku, a na spacery w śniegu kupują spodnie narciarskie 🙂
Niektórzy szafę podporządkowali psim spacerom. Oczywiście mam ubrania czy buty, których na spacer nie założę. Nawet torebki wybieram tak, by w razie czego móc przechować w nich czy to smaczki (w osobnej kieszonce), zabawki, czy kaganiec. Do listy dopisałabym termokubek – ciepła herbata i już jestem w niebie 🙂
O tym nie pomyślałam, ale na bardzo długich wycieczkach faktycznie się przydaje 😀
@Król Julian
Jeśli dla kogoś spacer to kilku(nasto)minutowe przejście z psem dookoła bloku/po osiedlu, żeby tylko załatwił swoje potrzeby, to śmiało, może śmigać i w szpileczkach i “kościółkowym” płaszczyku.
No nie koniecznie nasze spacery trwają co najmniej godzinę każdy, jak jest ciepło nieco więcej ponieważ młody to 2 letni Bulterier i byłby nie do ogarnięcia gdy by się nie wyszalał.
Też mam specjalną garderobę na psie spacery i uważam to za bardzo praktyczny pomysł. Na codzień zazwyczaj chodzę w spódnicach i sukienkach i nie wyobrażam sobie biegać tak po torze agility lub iść do lasu. Kiedy idę z psem na tor agility zakładam ciuchy do biegania, a kiedy idziamy na posłuszeństwo/spacer zakładam ciuchy, których używam na trekking.
Bufka to nasz absolutny niezbędnik!
Nie mam jeszcze zbyt dobrze opanowanej kwestii rękawiczek, niby mam różne: polarowe, z palcami i bez, narciarskie, materiałowe z wzmocnieniami na palcach, żeglarskie, ale z żadnych właściwie nie jestem zadowolona. Jedne szybko przemakają od podawania smaczków, inne nie są dostatecznie chwytne. Nie próbowałam jeszcze skórzanych, ale ze względów światopoglądowych staram się nie kupować nowych rzeczy skórzanych, więc jeśli nie wygrzebię takich w babcinej szafie, to nie spróbuję.
Jak znajdę coś idealnego w kwestii rękawiczek, to dam znać! Dziś byłam w zwyczajnych na krótkim spacerze, a myślałam, że mi palce odpadną…
Nie wyobrażam sobie chodzenia na spacery w ciuchach cywilnych 😀 Rękawiczki to jest faktycznie dramat… Ja na polarową rękawiczkę zakładam jednorazową nitrylową, jak u dentysty 😛 One są grubsze niż lateksowe, nie rwą się tak szybko, ręka zostaje sucha.
Co do membran w obuwiu to odpowiadają one za wodo i wiatroszczelność (np. GORE-TEX), a nie za stabilizację. To, że but Ci się nie ślizga to zasługa podeszwy i gumy z jakiej została wykonana (np. Vibram używana również w butach wspinaczkowch) lub po prostu grubego bieżnika. Owszem, możesz mieć membranę w podeszwie, ale ona jest schowana między warstwami i powoduje, że but Ci nie przemaka 🙂
Pozdrawiam!
Masz rację, literóweczka przy butach nastąpiła, dzięki 😉 Też sobie nie wyobrażam, żeby w swoich ciuchach iść na dłuższy spacer, zwłaszcza że tam, gdzie chodzimy, zwykle wieje bardziej niż w mieście.
W przypadku różnych ras warto również sprawdzić czy na łapach nie ma nadmiernej ilości sierści. Przykładowo nasz ON’ek ma strasznie owłosione łapy, nawet od spodu (wystają spomiędzy palców takie kłęby sierści). W okresie zimowym warto to uciąć i skrócić – w innym wypadku takie kłęby mogą zamarzać i przyczynić się do wielu problemów.
U nas się tak nagle strasznie zimno zrobiło na Śląsku. Z dnia na dzień praktycznie 😉
Problemem jest znalezienie dobrych rękawiczek – te ciepłe i grube uniemożliwiają wydawanie smakołyków, a te cienkie lub bez placów są straszne w zimne dni.
Ja do tego zestawu dorzuciłbym jeszcze stuptuty, bo jak śnieg jest po kostki, albo trawa wysoka, to momentalnie nogawki przemakają, a potem zamarzają. Paskudne uczucie.
Ktoś przede mną napisał, że podczas spaceru “nie będzie się czołgać po ziemi”, a szkoda, bo pewnie pies byłby zachwycony 🙂 Ale w innej kwestii zgadzam się z tą osobą – czasami warto zabrać ze sobą latarkę, namiot i prowiant, bo nam zdarza się zacząć spacer nad morzem, a skończyć w górach 🙂
A tak, to fakt, choć ja akurat mam tyle warstw na nogach zwykle, że nie dochodzi do mnie, że spodnie mokre, bo tego nie czuję 😀 Ale przypomniałeś mi, że miałam kupić stuptuty dla taty, bo ostatnio szukał!
Ze mnie też się śmieją, bo ja cały rok z plecakiem na spacery śmigam. A żeby było śmieszniej, nawet jak latem idę nad wodę, to w plecaku też mam wodę dla psa, a co! 😉
Co do zimy to ja dorzucę od siebie jeszcze buty (w sumie latem też) na wszystkie 4 łapy, bo smarowanie różnymi maściami/wazeliną/itp. nic nie dawało przy długowłosym futrzaku, a że dodatkowo mieszkamy na Podhalu, to przy -35 psu zwyczajnie było zimno w podusie. O zestawie różnych zabawek chyba wspominać nie muszę? 🙂
I po nabyciu psa, ciuchy też kupowane były pod niego, żeby włosy się nie zbierały, żeby brudu tak widać nie było, żeby… 😉
My nawet zabawki wybieramy takie, które mniej “łapią” śnieg i nawet mokre nie będą aż tak drastycznie zamarzać. Wszelkie futerkowe odpadają, bo pies po dwoch razach nie weźmie do pyska – musi być gumowe 😉
Wow, jaka ilość specjalistycznego sprzętu! Ja się zwykle ubieram po prostu na cebulkę, a jak jest bardzo zimno to przywdziewam spodnie podszyte polarem. Niby mam jakąś kurtkę z membraną i blabla, ale nigdy się do niej nie przekonałam, podobnie jak do termoaktywnych ciuchów. A czy Ty faktycznie nosisz ręcznik, dodatkową obrożę etc. na każdy godzinny spacer? Pytam z ciekawości 🙂
To zależy. Jeśli jest względnie sucho, a my planujemy iść w miejsce bez wody, to niekoniecznie. Natomiast jeśli jest bardzo duży śnieg, do tego bardzo mokry, to owszem, zdarza mi się brać ręcznik czy dodatkową obrożę. Ręcznik mamy w plecaku też w inne pory roku czy na wycieczkach górskich – nie każdy lubi, jak mu się wnosi syf do auta 😉 Nie jest to taki ręcznik duży jak dla nas, tylko taki mniejszy, zwinięty w rulon 🙂
A, rozumiem. (Bo ja zwykle woziłam się metrem/spacerowałam do parku na włąsnych nogach to ten pies mi wysychał po drodze/już w domu więc zastanawiałam się po cóż ten ręcznik piesu :))
Na spacery, z których wracamy “na łapach” w zimie, gdzie jest mocno zasnieżone, bierzemy ręcznik z dwóch powodów. Pierwszy to wytarcie psich łap z soli, jak dojdziemy do docelowego, dzikiego miejsca spaceru, a drugi – póki biega, to i mu ciepło. Ale nie zmienia to faktu, że jest niski, brzuch i pachwiny ma prawie łyse, więc jak wyjdzie ze śniegu zimą to jest mokry, i zwyczajnie cały się telepie, bo mu brzuch zamarza. Więc wycieramy i jest komfort 🙂