Mały Biały jest przez większość roku psem miejskim – kiedyś wielkomiejskim, dziś po prostu miejskim. Wynika z tego niewiele niedogodności, ale również prowokuje to do zachowania środków ostrożności, o których pewnie nie myślałabym, gdybym mieszkała w innym miejscu. Czy jednak pies w mieście powinien być zawsze na smyczy, czy może wręcz odwrotnie – ciągle bez niej?
Pies – stworzenie nieobliczalne?
W społeczeństwie są popularne dwa stanowiska: z jednej strony są to osoby, które uważają, że psu mogą ufać w 100% i są go zupełnie pewne, nie dopuszczając żadnego marginesu błędu. Z drugiej strony plasują się ludzie, dla których pies jest zwierzęciem nieobliczalnym, któremu nie można ufać za grosz, i które tylko czeka, aby zrobić komuś krzywdę. Według mnie oczywiście, prawda leży gdzieś pośrodku.
Nigdy nie powiedziałabym, że jestem w stu procentach pewna zachowania mojego psa, zwłaszcza w nietypowych okolicznościach. Ba, nie powiedziałabym, że jestem w takiej sytuacji pewna nawet swojego zachowania. Dlaczego?
Tyle o nas wiemy ile nas sprawdzono.
I tak samo sprawa wygląda z naszymi psami. Pies, który w sposób przewidywalny zachowuje się w znanych okolicznościach, może lepiej albo gorzej znosić nowości. Z nowościami jest jednak tak, że zwykle sami je dawkujemy swojemu psu, stojąc obok i patrząc na jego reakcję. On może się bać albo odwrotnie – szybko zaakceptować nową sytuację. Ma jednak zwykle na to czas i do tego warunki. W sytuacji, która dzieje się nagle – np. wyskakujący spod naszych nóg kot, podbiegający, agresywny pies, nadbiegające i głośno piszczące dzieci z kijkami – trudno powiedzieć, jak pies się zachowa. Oczywiście, dla każdego psa sytuacja zaskakująca będzie inna. Pies, który mieszka z dwójką głośnych dzieci, będzie do nich przyzwyczajony. No chyba, że zostanie zaskoczony.
Miasto i jego zasadzki
Moim zdaniem pies, który żyje we współczesnym świecie i ma świadomego właściciela, powinien znać i akceptować listę rzeczy – i nie jest to kwestia mojego odgórnego przekonania o tym, że ktoś “musi”. To raczej kwestia stwierdzenia, że może to sprawić, iż psu będzie łatwiej. Do takich rzeczy należy kaganiec, smycz, umiejętność poruszania się komunikacją publiczną czy zostawania spokojnie w domu. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której pies choć raz nie musiałby być w mieście, czy to celowo, czy w drodze na wakacje albo już na nich – przynajmniej, uściślając, mój pies, który jeździ ze mną wszędzie.
Mieszkając w mieście wraz z psem nawet na codziennym spacerze jesteśmy narażeni na różne niebezpieczeństwa i niedogodności. Z większości nie zdajemy sobie zwykle sprawy, dopóki nie będziemy ich świadkami lub nie przekonamy się o nich na własnej skórze. Niektóre wynikają z poczucia obowiązku, jak np. sprzątanie po psie – nikt nie czuje specjalnej przyjemności ze zbierania jeszcze ciepłej kupy, ale odpowiedzialny człowiek to robi, bo wie, że powinien. Jedną z największych jednak niedogodności jest chodzenie przy ulicach czy po różnego rodzaju osiedlach. Owszem, czasem można mieszkać na krańcu miasta, jednak liczba mieszkań tam jest ograniczona, to po pierwsze, a po drugie – nie zawsze mamy czas na długi spacer w dziczy. A w mieście, jak to w mieście – są auta, są ludzie o dziwnych nieraz zachowaniach, są dzieci, których pilnowaniem nikt się nie przejmuje. Są też psy, które wypuszcza się na spacer albo na początku spaceru puszcza luzem, żeby “miały wolność”. I tu zaczyna się problem.
Smycz – przekleństwo czy błogosławieństwo?
Ostatnio w rozmowie z redaktor naczelną Czterech Łap dowiedziałam się, że nowelizacja Ustawy o ochronie zwierząt z 2013 roku wprowadziła zmiany w zapisach przepisów o psach w przestrzeni publicznej. Pojawił się przepis, który w swoim brzmieniu zabrania w przestrzeni publicznej puszczania psów bez kontroli i oznakowania (rozdział 2., art. 10a, pkt 3). Oczywiście, w swoim teoretycznym założeniu jest dobry, jak praktycznie wszystkie nowelizacje wprowadzane do ustawy. Niestety, w praktyce jest on wykorzystywany do uzasadniania puszczania psów luzem wszędzie, a ponieważ pojęcie “kontroli” nie jest sprecyzowane, to podciągnąć można pod nie wszystko. Zastanawiam się, w jakim celu przepis powstał – czy dlatego, że policja i straż miejska były dotychczas dość ostrożne we wlepianiu mandatów, skupiając się na starszych paniach ze starszymi, ledwo chodzącymi pieskami, zamiast na osiedlowych idiotach puszczających większe, agresywne psy? Czy może dlatego, że w naszym społeczeństwie oczekuje się przede wszystkim wygody, a ta wygoda to możliwość prowadzenia psa luzem, aby mieć obie ręce wolne do pisania SMS-ów?
Nie uważam, że pies całe życie powinien chodzić na smyczy. Są fajne miejsca, gdzie bieganie luzem może sprawić psu przyjemność – np. nieużytki tuż przy mieście, łąki, wybiegi dla psów, rzadko uczęszczane wały nad rzeką. Nie wierzę, że takich terenów ktoś nie jest w stanie znaleźć w swoim mieście – bo ja jestem w stanie je znaleźć we wszystkich czterech, w których mieszkałam, od wielkiego Wrocławia po niewielkie Skarżysko. Oczywiście, czasem trzeba przejść 10 minut, aby się tam dostać, a innym razem przejechać kilkanaście przystanków autobusem czy tramwajem. Dla chcącego – nic trudnego. Lenistwo nie sprawia, że nasz pies powinien chodzić luzem w centrum miasta.
Z życia wzięte
Mogłabym w sumie mnożyć przykłady, dla których pies nie powinien chodzić luzem w mieście. Na początek jednak zaznaczę, że jeśli pies jest nieposłuszny, to nie powinien chodzić luzem nigdzie, aż nauczymy go posłuszeństwa. Rzetelna ocena jest podstawą.
Wracając jednak do przykładów. Jeszcze zanim trafił do nas Mały Biały, tymczasowaliśmy kilkanaście psów. Przy każdym psie zdarzały się osoby, które dzwoniły czy pisały z chęcią adopcji, informując, że ich psy weszły pod auto – i bynajmniej nie wynikało to z wadliwości smyczy, która się zerwała, czy z przypadku, który sprawił, że pies uciekł. Jeden pan wprost mnie poinformował, że potrzebuje nowego szczeniaka, bo dzieci płaczą – poprzedniego dnia ich “głupi york” wszedł pod auto na osiedlu i umarł na miejscu. Pan potrzebował psa, który będzie mały i będzie miał “respekt” przez autami. Ja osobiście regularnie widuję starszego psa puszczanego luzem przez kobietę, której po prostu nie chce się z nim daleko wychodzić. Pies więc biega przez ruchliwą ulicę, podbiega do innych psów na smyczy, próbuje je gryźć. A potem wyje pod klatką schodową, bo chce wrócić.
Oczywiście, gdy chodzi o naszego psa, mamy w głowie obraz idealny. Nasz pies jest zawsze najlepszy, najgrzeczniejszy, najmądrzejszy i wszystko mu się należy. Kilka takich psów skończyło marnie po tym, gdy – puszczone na osiedlu – wbiegły w krzaki i zjadły nafaszerowane trutką mięso albo po prostu zjadły wyrzucone resztki, którymi się struły. Pies, który wbiegnie na ulicę, bo przestraszy się czegoś/zobaczy coś po drugiej stronie (ostatnio na jednym forum był opisywany taki właśnie wypadek, pies przeżył, ale miał zabieg) nie tylko spowoduje zagrożenie dla siebie, ale i dla innych ludzi – kierowca może się przestraszyć, skręcić, wjechać w słup albo na chodnik, niekoniecznie pusty.
Pesymista czy optymista?
Część osób mogłaby stwierdzić, że jestem pesymistką, bo przewiduję same czarne wizje. Być może tak jest, i może właśnie dlatego dostaję palpitacji, gdy biegnie przez ulicę puszczony luzem pies. Być może z tego samego powodu żal mi jest koleżanki, która ma lękliwą sukę i musiała walczyć z astką w kagańcu, puszczoną luzem przez właściciela pt. “Wolno mi”. Ale dzięki temu mojemu “pesymizmowi” mogę powiedzieć, że jestem odpowiedzialna – bo mój pies w mieście nie wybiegnie na ulicę, nie wpadnie pod samochód, nie podbiegnie do innego psa, nie przestraszy dziecka, nie pogoni kota. Aktywność luzem ma natomiast na pobliskim terenie otwartym, gdzie ostatnio spotkaliśmy jedną osobę i dzięcioła.
Dla mnie idealnym rozwiązaniem byłby zapis podobny jak w niektórych krajach, według którego luzem mogą biegać psy po zdaniu z właścicielem odpowiedniego egzaminu. Wówczas pojęcie “kontrola” jest w jakikolwiek sposób egzekwowane i sprawdzalne, a i właściciel zdobywa nieco wiedzy, która pomaga w codziennym życiu z psem. Niestety, wiele osób ma psa dla samego jego posiadania – nas tutaj, wokół bloga, skupionych jest kilkanaście tysięcy, a posiadaczy psów w Polsce jest o wiele więcej. Kultura kynologiczna w kraju nie rozwinęła się na tyle – przynajmniej moim zdaniem – aby pozwalać wszystkim na puszczanie psów luzem w każdych okolicznościach, zdając się tylko na nieokreśloną bliżej “kontrolę”. Gdy staje się coś złego psu – psiarze złorzeczą sprawcy, nie zastanawiając się, czy przypadkiem właściciel też nie jest za to odpowiedzialny. Gdy stanie się coś złego otoczeniu z powodu psa, wszyscy złorzeczą na wszystkich właścicieli psów bez zastanowienia.
Smycz jest dla mnie rzeczą bardzo wygodną. Pies powinien umieć chodzić na smyczy, a jeśli nie umie, to puszczenie go luzem nie jest rozwiązaniem problemu – psa trzeba nauczyć chodzenia na smyczy. A dla tych, którzy opanowali z czworonogiem tę umiejętność, jest kilka wygodnych rozwiązań. Jedno z nich będziemy i my testować – jest to pełen zestaw smyczy Flexi Vario. Na blogu będziecie mieli okazję przeczytać recenzję, która będzie różnić się od innych. O zaletach – i teoretycznych wadach – flexi możecie już tutaj przeczytać, bo o tym było. Dla nas smycz automatyczna to świetne rozwiązanie do miasta przy psie, który cokolwiek umie – nam daje kontrolę, psu nieco więcej swobody. A po dojściu w spokojne, odosobnione miejsce możemy po prostu schować smycz do plecaka 🙂
Ja wyznaję moją osobistą zasadę, że jeśli idę z puszczonym luzem psem (oczywiście nie jest to środek miasta, zatłoczony plac ani trawnik pomiędzy blokami) i zobaczę kogoś idącego z psem na smyczy kierującego się w moją stronę – także zapinam swojego na smycz. Bo ten ktoś może mieć różne powody trzymania swojego psa na smyczy – może jest agresywny wobec ludzi albo psów, a może jest właśnie lękliwy i właściciel jest w trakcie pracowania nad tymi cechami. Jeśli tamten także jest luzem – nie muszę koniecznie tego robić, chyba że zauważę, że któremuś z nich ten drugi nie zbyt się podoba. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku 😉
A tak, to bardzo fajna zasada, i też się nią kierujemy. Co więcej, staram się też przywołać psa do siebie, gdy widzę, że idzie ktoś z małym dzieckiem, albo jedzie rowerzysta czy ktoś biega. Dla ogólnego komfortu.
Ja mam podobne zdanie i taka zasadę co do smyczy jak Valerie. W mieście na smyczy obowiazkowo dla bezpieczeństwa psa i dla własnego komfortu psychicznego. Też mieszkałam we Wrocławiu i nie wyobrażam sobie psa bez smyczy w mieście. Co innego na polanach lub wałach nad Odra. Niestety notorycznie widzę psy bez smyczy, które biegaja luzem a właściciel stoi pod klatka i pali papieroska lub bawi się telefonem. A ciarki mnie przechodza jak widzę zmierzajacego w nasza stronę amstafa lub większego psa oczywiście bez smyczy. Także smycz w mieście jak najbardziej powinna być zakładana a właściciele groźnych ras powinni dodatkowo przechodzić jakiś kurs szkoleniowy bo z mojego doświadczenia nie radza sobie oni z tymi psami.
Czekam na test nowej flexi:-) pozdrowienia na wieczór!
No tak, my mieszkaliśmy tuż przy Rynku, można było spacerem dojść w fajne miejsca, ale raczej takie, gdzie różni ludzie chodzą, i które nie są zupełnie puste. Ale na wałach właśnie bywaliśmy nieraz i tam jest zupełnie inna rozmowa – jedyne co interesowało psa bardziej niż trzeba to ryby oprawione przez wędkarzy, ale to kwestia nauki 😉
Natomiast co do groźnych ras… Nas nigdy nie zaatakował pies “groźnej” rasy, a często zdarzają nam się ataki psów, które rasy żadnej nie mają, i wyglądają nawet przyjaźnie 😉 Nie utożsamiałabym “groźności” psa z jakąkolwiek rasą, raczej ocenić trzeba jego charakter 🙂
Jasne, faktycznie bardziej chodzi o charakter i ułożenie psa. Ja akurat miałam złe doświadczenia z amstaffami stad ta “groźność”:-) pozdrowienia
Ja psa puszczam luzem pod blokiem, który jest ogrodzony, więc pies nie ucieknie, nawet jeśli za płotem jest inny psiak, dzieci czy cokolwiek innego, co rozproszyłoby jego uwagę. Puszczam go na polanie przed lasem, na którą idziemy przez las ok 10min. Ta trasa jest często uczęszczana przez psiarzy, bo zwykli “wyprowadzacze psów” aż tam nie wędrują 🙂 No i stamtąd już z daleka widać czy ktoś nadchodzi, toteż jest czas na przywołanie psa i zapięcie go na smycz. Generalnie Terror przychodzi na zawołanie, olewa mnie jak ma patyka, piłkę czy kamyczek, a ja nie mam smaczka żeby go przekupić, ale wtedy wystarczy, że sama złapię za coś co go zainteresuje i wraca bez problemu. Wczoraj blisko nas przebiegł jeleń, a psiak na puszczonej smyczy, ale nieodpiętej. Serce mi wnet do gardła podeszło, bo już przez ułamek sekundy widziałam siebie galopującą za instynktem łowcy, ale na szczęście Terror bardziej przestraszył się zwierza, niż nim zainteresował 😀
Niestety przez ten krótki okres posiadania psa, zdarzyło się, że zostałam “zaatakowana” przez podbiegaczy, nie znajac zamiarów obcego psa. Zwróciłam raz panu uwagę, bo jego olbrzymi!! “labrador” podbiegł z taką prędkością, że ledwo zdążyłam Terrora na szelkach podciągnąć do rąk. I na grzeczne poinformowanie pana, że z psem chodzi się na smyczym, tym bardziej nieusłuchanym, dowiedziałam się że on się słucha, tylko czasem mu odbija, i że mam się nie wtrącać.
Niestety, mój pies kocha wszystkie psy, dzieci i ludzi dookoła(ich najbardziej), z czym mam wielki, wręcz ogromny problem, bo na smyczy chodzi ładnie przy nodze, a jak tylko w pobliżu pojawia się człowiek, tudzież zwierze to zaczyna ciągnąć merdać ogonem i cieszyć się. Przy mijaniu, gdzie skracam smycz do minimum, podskakuje, próbuje obskakiwać ludzi i żadne “nie”, szarpnięcie smyczy, ani przekupywanie smaczkami nie działa 🙁 Masz jakiś pomysł jak oduczyć go wszelakiej miłości do wszystkiego co się rusza?
A jeszcze co do smyczy to niestety, ale więcej jest niezbyt rozgarniętych posiadaczy psów, niż tych którzy w jakikolwiek sposób próbują się dokształcać i działać tak by nie tylko im było wygodnie i dobrze. No i oczywiście w sposób bezpieczny dla swoich psów.
Pozdrawiamy! DObrego wieczorku!! 🙂
Napisz w sprawie tej “miłości” przez zakładkę kontakt do nas wiadomość – to jest raczej rozbudowana sprawa 🙂
Napisałam 🙂 Czekam na odpowiedź :))
Ja z Gniewkiem też mam taki problem. Szczególnie gdy widzi inne piesały podobnego (małego) gabarytu – zaczyna wariować, merda, ciągnie, piszczy. Zero godności 😉
Ja osobiście w mieście nie puszczam psa luzem, ze względu na jego bezpieczeństwo. Gdy jesteśmy gdzieś na “odludziu” – polu czy łące a nawet w lesie spuszczam go bez zastanowienia. Wiem że nie ucieknie bo mu ufam w 100% Bardzo fajny post! 🙂
Pozdrawiamy! Cody&Oliwia
myperfectyorkie.blogspot.com
Już komentowalismy ten problem na innym blogu ale i tu chętnie dorzucę się do dyskusji z przykładem z życia wziętym: Przykład sprzed kilku dni – idziemy ze Stefem na spacer, na smyczy oczywiscie. Na przeciwko pies typu pekinczyk bez smyczy. Stefcik wyrywa sie do pekinczyka. Ten sie przestraszył i zatacza kółeczko wkoło nas zahaczajac o jezdnie. Kierowca hamuje z piskiem, pekinczyk odbija sie od auta i biegnie do właścicielki, która zaczyna pyskówkę- „No co tez pani wyrabia!”. Ja mam psa na smyczy ona nie. Mój pies stoi przy mnie, jej sprowadza niebezpieczeństwo na siebie i o mały włos nie powoduje kolizji w ruchu drogowym. Ona zaczyna się awanturować, ja wyskakuje z przepisami. Oburzona włascicielka odchodzi mamrocząc cały czas pod nosem, psa oczywiscie nie zapina na smycz. Ma pecha bo jest naszą sasiadką i mam zamiar gnębić ją za każdym razem kiedy zobaczę pekinczyka wolno puszczonego.
Oj, rozumiem Cię. Sama mam ochotę być bardzo nieprzyjemna w stosunku do osób, które winę za takie wypadki zrzucają na niewinnego właściciela trzymającego psa na smyczy. Jeszcze po chamsku dalej chodzą z psami luzem i specjalnie przechodzą koło ciebie, chociaż nie muszą, żeby tylko znaleźć powód do wszczęcia awantury.
Mam małego psa, który aniołkiem z całą pewnością nie jest. W miejscu publicznym zawsze jest na smyczy, zazwyczaj w kagańcu. Chodzimy jednak na pola i tam jest on spuszczany z “uwięzi”. Wiem jednak, że mogą spacerować tam jednak inni psiarze, więc mam oczy dookoła głowy. Na spacery zawsze chodzę z kimś, więc nie tylko ja wypatruję ewentualnych “zagrożeń”. Jeśli widzę, iż ktoś idzie sam bądź z psem, albo biegnie czy jedzie na rowerze – zapinam psa. Dla bezpieczeństwa mojego czworonoga jak i danej osoby. Staram się jak mogę, aby nikt, powiedzmy, nie ucierpiał. Tylko, że za głupotę drugiego człowieka odpowiadać, niestety, nie mogę. Do tej pory tylko dwa razy zdarzyły nam się takie sytuacje, ale były one bardzo denerwujące. Mianowicie – szły panie z golden retrieverem, na smyczy. Razem z koleżanką zapięłyśmy psy na smycze. Po kilkunastu minutach panie z psem wracały. Golden był jednak już bez smyczy. Zauważyłyśmy, że do nas biegnie w ostatnim momencie. Generalnie mój pies nie przepada za obcymi psami, on musi się do nich przyzwyczaić, więc duży samiec goldena, który pojawił się tak na prawdę dla niego znikąd – nie ucieszył go. Mam o tyle “szczęścia”, że mój pies jest mały, więc w takiej sytuacji mogę wziąć go na ręce. Jednak są psy, które innych czworonogów nie kochają, a są nieco większych gabarytów. I co wtedy?
Inna sytuacja była taka, że ścieżką polną szedł pan ze szczeniakiem. Oczywiście luzem. Zapięłyśmy z koleżanką nasze psy na smycze, o to samo poprosiłyśmy pana. W odpowiedzi otrzymałyśmy: “ale to Wy macie psy na smyczy, więc po co ja mam zapinać swojego”, a potem gdy wyjaśniłyśmy, że jak szczeniak podbiegnie to będzie nieprzyjemnie, pan odkrzyknął: “ale nie podbiegnie”. Zaufanie do psa to bardzo ważna rzecz i ono musi być, ale co za dużo to niezdrowo. Jestem takiego samego zdania co Ty – nigdy nie ma stuprocentowej pewności czy w danym momencie pies nie pobiegnie za kotem, nie spłoszy go jakiś dźwięk itp.
Pozdrawiamy! 🙂
zgadza się. Ja od niedawna mam bernardyna. Zawsze chodzę z nim na smyczy. Zauważyłam, że ludzie nie znają tej rasy i większość zwyczajnie boi się jego rozmiaru. “Maleństwo” jest do zagłaskania, ale mam świadomość, że inni tego nie wiedzą. Strasznie nie lubię gdy ludzie idący ze swoimi psami pytają mnie tylko czy to samczyk czy sunia, jakby to załatwiało sprawę. A psów bez smyczy jest więcej niż tych na smyczy.
Zgadzam się zdecydowanie. Moje również w mieście chodzą na smyczy i nie rozumiem puszczania psa luzem np. obok ruchliwej ulicy, ale też niekoniecznie – choćby psa podbiegajacego do każdego.
Nie zgadzam się za to z ostatnim akapitem dotyczącym flexi, moim zdaniem to jest zła opcja.
Pozdrawiamy!
Śledź też pies
Ps. Mieszkałaś w Skarżysku? :> Moje rodzinne miasto 🙂
Dla nas obecnie Flexi jest super opcją, zwłaszcza że zaczęliśmy ćwiczyć nowe rzeczy – i daje dokładnie te możliwości, których nam potrzeba 🙂
PS. Powiem więcej – mieszkam w Skarżysku 🙂 To rodzinne miasto mojego przyszłego męża 😉
Zgadzam się z tym w zupełności, a co do Flexi Vario to mamy od miesiąca także czarną-linkową i bardzo ją polecam… Jak na razie z końcówek używaliśmy zwykłej i amortyzatora… Planujemy także dokupić pojemniczek na worki :). Czekamy na recenzje jestem ciekawa opinii innych…
Bardzo przydatny post 🙂
Zapraszam do mnie https://akcjaszczesliwykotipies.blogspot.com/ 🙂
Mieszkam w okolicy (Warszawa, dokładnie: Grochów), w której bardzo wiele psów wyprowadzanych jest bez smyczy, a czasem wyprowadza się na spacer sama. Mam już tego dosyć. Jakiś czas temu widywałam często matkę z dzieckiem w wózku i szczeniakiem bez smyczy. Szczeniak, jak to szczeniak, zaaferowanie światem pochłaniało go bardziej niż podążanie przy nodze opiekunki (?). Na moją próbę zwrócenia uwagi, że takie spacerowanie jest dla psiaka niebezpieczne zareagowano agresją. Co Wy w takich sytuacjach robicie?
Ostatnio moja suczka (nieduża, starsza, na smyczy) została zaatakowana przez dużego psa (mieszaniec amstaffa) puszczonego bez smyczy. Niebezpieczna sytuacja wywiązała się po tym, gdy moja suczka zawarczała po nadmiernie intensywnych próbach spoufalenia się z nią. Niestety moje próby odejścia z nic nie dawały, bo pies szedł za nami. Właściciel dużego psa nie zareagował. Gdy zrobiło się niebezpiecznie jedyne co mogłam zrobić to położyć się na ziemi na moim psie dopóki właściciel drugiego psa łaskawie go nie zabierze. Po całej akcji usłyszałam, że jestem głupia i chyba mojego psa trenuję do walk psów skoro zawarczał na próby nawiązania kontaktu. Przyznam, że puściły mi wtedy nerwy i zastanawiam się czy w takiej sytuacji można wezwać policję lub straż miejską.
Ostatnio znajomy mówił że w jego okolicy (bloku) jest nowa labradorka (młoda). Był ze swoim pieskiem na spacerze i zobaczył ją. Pomyślał że fajnie tamta pozna kolegę pobawią się jego pies też jakieś urozmaicenie będzie miał w ten poranek. A ta babka co zrobiła ? Zaczęła się wydzierać zeby zabierać psa bo ugryzie (bzdury) zaczęła jakieś cyrki odstawiać a ta jej suka też chciała się bawić. Babka tak uciekała ze az się przewróciła. Co to jest za metoda ludzi izolacja psa. Przecież ona jak jest młoda to powinna poznawać inne psy. Szkoda że niektóre psy trafiają na ludzi o jakiś przestarzałych poglądach. To był taki lasek do wychodzenia z psami. Jeżeli tej kobiecie nikt nie wytłumaczy że psy mogą mieć swoje przyjaźnie to będzie z nią wychodziła przed blok na kupę (bo tam ludzie z psami chodzą luzem nikt tam nie robi awantury)
Pingback: Przegląd psiej szafy cz. 2 - szelki i smycze - Biały Jack
Jeśli chodzi o smycze typu Flexi…trzeba umieć ich używać! Już kolejny raz miałam taką sytuację – mój mały pies boi się dużych, obszczekuje je i ogólnie obcowanie z nimi to dla niego żadna zabawa czy przyjemność. Jak widzę dużego psa schodzę z drogi (jak się da…) Niestety przy wyciąganych smyczach psy najczęściej chodzą sobie jak chcą, podbiegają do mnie i mojego psa. Właściciel niby ma swojego psa na smyczy, ale szczerze mówiąc dla mnie to bez różnicy, równie dobrze mógłby puścić go luzem – na jedno wychodzi! Dodatkowo jak proszę o zabranie psa, ściągnięcie go do siebie jestem wyzywana od nienormalnych. Przeraża mnie totalne chamstwo tych ludzi, dlaczego od razu mówią z taką agresją? Dodatkowo jestem w 8 mies ciąży – jest to BARDZO widoczne, ale kompletnie nie ma znaczenia – nie przeszkadza to ludziom żebym na ich oczach szarpała się z psem bo oni nie chcą zabrać swojego i nie przeszkadza im to w wyzywaniu mnie…Nie rozumiem, co się dzieje???
Oczywiście, że trzeba – jak wszystkiego w zasadzie 🙂 W dużym mieście miałam więcej zdarzeń tego typu, teraz mijam tylko jedną panią, która flexi używać zdecydowanie nie potrafi i zawsze się dziwi, że jej pies jest agresywny 😉 Ale to jest już efekt braku używania mózgu, a w przypadku wyzywania – dodatkowo również chamstwa…