Gdy Mały Biały do nas trafił, nie miał praktycznie żadnych problemów z zostawaniem. Z czasem, gdy zaczął dorastać, pojawiły się rozmaite kłopoty: najpierw niszczenie rzeczy, potem wycie, załatwianie się pod naszą nieobecność. Walczyliśmy z tym długo i wszelkimi dostępnymi metodami, ale opłaciło się – dziś Mały Biały jest w stanie zostać w swoim kennelu nawet w zupełnie obcym miejscu, między innymi ludźmi i zwierzętami. Jako że cała ta droga była dla nas ciężka, postanowiłam ją opisać – może komuś w przyszłości doda sił albo pomoże w walce z tym samym problemem.
Pierwszy krok – klatka kennelowa i crate games
Klatka kennelowa jest czymś, co w wielu psiarzach budzi przestrach i złość – no bo jak to, psa tak w klatce trzymać, toż to jak w schronisku, krzywda mu się dzieje. Zazwyczaj mówią tak osoby, które po pierwsze słabo znają się na psiej psychice, po drugie – postrzegają psa jak dziecko, człowieka, nie jak zaś inny gatunek, o innych oczekiwaniach i wzorcach zachowań, po trzecie – nigdy nie mieli do czynienia z treningiem klatkowym. O klatce kennelowej jako takiej możecie przeczytać w notce: Klatka kennelowa i crate games. Musieliśmy jednak zrewolucjonizować nieco zasady korzystania z tego przybytku, w imię zasady: metoda dla psa, nie pies do metody. Dlatego też klatka na co dzień początkowo stała w jednym miejscu, jednak na nasze wyjścia była przestawiana do okna, gdzie pies mógł wyglądać sobie na zewnątrz. Zostawienie go nawet po kilku tygodniach czy miesiącach w klatce, z której nie miał widoku na zewnątrz, czy wręcz – o zgrozo! – przykrytej, kończyło się wyciem i ujadaniem.
Początkowo klatka była cały czas otwarta, my zaś stosowaliśmy zasadę wyjść najpierw na 5 sekund, potem na nieco dłużej – niestety, nie dała ona żadnych pożądanych rezultatów. W dzień ćwiczyliśmy crate games, które zachęcały psa do kontaktu z klatką. Najpierw zamykaliśmy go jedynie, gdy jadł; potem dawaliśmy np. wypchanego konga i wypuszczaliśmy psa, zanim skończył jeść – zabierając żarcie. Wyrabialiśmy skojarzenie: klatka zamknięta = super rzeczy, pies poza klatką = nic ciekawego. Uważam, że klatka kennelowa była jednym z czynników, które bardzo pomogły nam w poradzeniu sobie z zostawaniem – zwłaszcza w obcych miejscach.
Krok drugi – odcięcie pępowiny
Nie ma się co oszukiwać – każdy właściciel psa związuje się z czworonogiem, czy tego chce, czy nie. Poświęca mu ogromnie dużo czasu, jednocześnie nie zauważając, że pies śpi ciągle przy nim, ciągle za nim chodzi po mieszkaniu. Choć nam wydaje się to super wzruszające, dla psa może stanowić nie lada problem. Dlaczego? My, wychodząc z domu, zdajemy sobie sprawę, że wrócimy – czasem nawet wiemy, kiedy. Wychodzimy i zajmujemy się swoimi sprawami, myślimy o tym, co musimy załatwić albo co nas czeka. Pies widzi to raczej w kategoriach: mój pan gdzieś poszedł i teraz jestem sam, a zwykle jestem z nim; to jest dla mnie straszne i mój pan nigdy nie wróci. Pies również potrzebuje nieco izolacji i niezależności, a także alternatywy dla chwil, w których miałby zająć się po prostu sobą, bez obecności człowieka. Dlatego na czas treningu zostawania samemu nieco izolowaliśmy Małego Białego od siebie, odcinaliśmy pępowinę: pies nie spał z nami w łóżku, w dzień nie siedział ciągle przy nas (a często siedział w kennelu, aby zobojętnić go na taką sytuację), bawił się wówczas, gdy my tę zabawę inicjowaliśmy. My również zaczynaliśmy pieszczoty, głaskanie, ćwiczenia. Początkowo było ciężko (chyba nawet ciężej mi niż psu), ale z czasem zaczęło przynosić to efekty, które owocują po dziś dzień: pies bez trudu jest w stanie położyć się w innym pomieszczeniu i spędzić tam czas, ja zaś nie potykam się o niego w drodze do kuchni.
Krok trzeci – wysiłek, wyciszenie i zachowania zastępcze
Gdy mówię: wyciszenie psa, wielu właścicieli JRT obrusza się; no bo jak to tak, taki fajny, żywiołowy pies, tak śmiesznie biega, skacze, szczeka, a tu jakieś wyciszenie? To prawie jak psucie psiego charakteru! Tymczasem jednak wyciszenie nie polega na tym, że z psa robi się mamałyga, która w ogóle nie ma ochoty na zabawy. Wyciszenie ma na celu pokazanie psu, że takie jego zachowanie jest nie tylko akceptowalne, ale również pozwoli mu na radzenie sobie z emocjami. Gdy wyciszenie jest dodatkowo skorelowane z określonym miejscem (np. klatką kennelową), to pies w sytuacji stresowej ma szansę po prostu z niego skorzystać – jest to zwłaszcza przydatne w przypadku wyjazdu w nowe miejsce, gdzie klatka kennelowa jest dla czworonoga ostoją. Zachowanie zastępcze jest bardzo istotne, bo również daje psu możliwość innego “spuszczenia” nerwów niż przez szczekanie czy wycie. Psy, które zostają w domu czy się denerwują, często chodzą w kółko, jeszcze bardziej się nakręcając. W klatce nie mają takiej możliwości, dzięki czemu nie dochodzi do “wybuchu” emocji, zaś dodatkowe rozwiązania: kong, węzełek do memłania czy cokolwiek innego, co pies może lizać albo gryźć, pozwalają mu na uspokojenie samego siebie.
Wiele osób radzi, aby psa, który ma problem z zostawaniem w domu, wziąć wcześniej na długi spacer. Dla mnie takie rozwiązanie ma dwa słabe punkty: przede wszystkim, jest to ogólna zasada, która nie ma zastosowania do wielu znanych mi psów. Po drugie, nie zawsze jesteśmy w stanie zabrać psa na ten męczący spacer i odpowiednio go przeprowadzić, zwłaszcza w obliczu nagłych wydarzeń losowych, w wyniku których pies tak czy siak musi zostać sam. Oczywiście, możemy zabierać psa na idealny spacer, jednak wyobrażenia i marzenia w starciu z rzeczywistością nie mają szans. Dlatego istotne są dwie rzeczy: przede wszystkim wyciszenie psa, który wraca ze spaceru typowo fizycznego, a także zmęczenie psychiczne psa, bo to przede wszystkim psychika go nakręca. Mały Biały nawet po długim, aktywnym spacerze zakończonym wyciszeniem potrafił wyć przez godzinę czy dwie – pomimo zmęczenia fizycznego. Dlatego bardziej zdało u nas egzamin “psychiczne” męczenie psa: zabawa w szukanie, crate games, kształtowanie.
Krok czwarty – cierpliwe czekanie
Choć może brzmi to śmiesznie, cierpliwe czekanie było ćwiczone po obu stronach: naszej i psa. My czekaliśmy cierpliwie np. pod drzwiami, aż skończy szczekać, aby wejść tak, żeby tego szczekania nie nagrodzić; czekaliśmy również parę miesięcy, aby przy użyciu różnych metod zostawanie samemu nie było problemem. Pies natomiast czekał w różnych miejscach: uczył się zostawania na komendę w leżeniu, w siadzie, przed drzwiami, w innym pomieszczeniu, przywiązany do drzewa, gdy my jesteśmy kilka metrów dalej, w kennelu w samochodzie, gdy my stoimy na zewnątrz. Czekał też z obcymi ludźmi na nas czy w tramwaju, aż dojedziemy na miejsce. To całe czekanie, choć wydaje się to śmieszne, dziś zaowocowało jego brakiem lęku przed zostawaniem i ufnością, że skoro go zostawiliśmy, to na pewno do niego i po niego wrócimy.
Pingback: Pies w mieście - na smyczy czy bez? - Biały Jack
Pingback: Pies a łóżko - wpuszczać czy nie? - Biały Jack