Kiedyś ktoś mi napisał, że posiadanie w domu dwóch psów niewiele różni się od posiadania jednego. Przyznam szczerze, że już wtedy wydawało mi się to dziwnym stwierdzeniem, a obecnie mogę z pełną świadomością powiedzieć, że to jedna z największych głupot, jakie przeczytałam lub usłyszałam w tym temacie.
Akcesoria i wyposażenie – czyli wydatki
I pominę tutaj koszt samego psa, bo w końcu wiele osób adoptuje drugiego zwierzaka. Jedną z rzeczy, w aspekcie której faktycznie nie widać aż takiej różnicy, są podstawowe akcesoria i wyposażenie. Worki na kupy użyjesz takie same, tylko potrzebujesz ich „nieco” więcej (zwłaszcza, gdy trafi Ci się taki Rush, który NIE MA CZASU zrobić kupy raz, bo nie). Na początek z powodzeniem można wykorzystać stare obroże, które w wielu przypadkach będą pasować. U nas tak było przez długi czas, a i finalnie Rush nie ma o wiele większego obwodu szyi od Jaxa. Wyjmuje natomiast głowę z obroży 2 cm, więc dostał 3 cm i jest lepiej 🙂 Dzielą też – póki co – smycze. Te tradycyjne.
W naszym przypadku nie zmieniliśmy też kilku innych rzeczy. Psy jedzą z tych samych misek (choć osobno), mają te same miski podróżne. Ja mam te same akcesoria – saszetki spacerowe, plecaki, klikery i inne pomoce. Musieliśmy jednak kupić osobnego Konga (ten Jaxa okazał się zbyt mały i był trzymany w paszczy CAŁY, przez co dostawałam zawału), większe posłanie, przysposobić drugą klatkę stacjonarną. W przyszłości czeka nas zakup takiej podróżnej, a do tego akcesoria w góry (ale to dopiero na następny rok) dla Rusha, kaganiec i pewnie kilka innych rzeczy.
Na pewno w aspekcie akcesoriów łatwiej jest, gdy psy są zbliżone rozmiarem. I mają taki sam rodzaj sierści – u nas Jax ma szampon dla białych wrażliwców i FURminator. Rush z kolei „dostał” ramię groomerskie, a do jego skubania dokupiłam milion kondomków na palce (no, gumek do trymowania) i kamień trymerski. I szampon dla psów szorstkich, by był łaskaw wejść w kupę – co gorsza, nie swoją.
Co z jedzeniem?
No właśnie – z czasem wierzę, że będzie możliwe, aby oba psy były na jednej karmie. Póki co Rush potrzebuje o wiele więcej kalorii niż Jax, a takimi małymi chrupkami, które są w karmie dla małych ras, najpewniej dławiłby się średnio sto razy przy każdym posiłku. Bo po co gryźć, skoro można łykać, nie? Z uwagi na duże porcje i dodatkowe rzeczy w diecie zależało mi na jak największej kaloryczności karmy, dlatego póki co jedzą różne produkty.
Jax jest alergikiem, co też nieco zawęża pulę karm, podczas gdy Rush je karmę z zakazanymi w przypadku jego starszego brata składnikami, między innymi kurczakiem i indykiem. Dodatkowo Rush zjada jeszcze surowe mięso, tłuszcz i puszki w Kongu. Dzielą jedynie gryzaki – obaj kochają żwacze. Rush preferuje natomiast królicze uszy, którymi Jax gardzi. On z kolei kocha gryźć (podkreślam, GRYŹĆ) uszy wewnętrzne wieprzowe, które Rush łyka (a przez to ma na nie bana)…
Nie zmienia to jednak faktu, że drugi pies je drugie tyle, a czasem i więcej – Rush obecnie w sumie myślę, że dziennie zjada z 350 g dobrości.
Boru, daj mi siłę i cierpliwość
Czyli o wydatkach emocjonalnych. Przysięgam, że mam momenty, w których zastanawiam się, po co mi właściwie był pies. Jakikolwiek. To te same momenty, w których jestem już sfrustrowana i potrzebuję być sama przez choć pół godziny. Na pewno wprowadzenie do domu drugiego psa różni się w zależności od domu, opiekuna, ale i samych psów – ich charakterów, wielkości, zachowań. Na pewno łatwiej byłoby nam na większej przestrzeni, z dostępem do ogrodu albo choć bardzo bliskich, dużych terenów na swobodne spacery i treningi.
No to na początek powiedzmy szczerze: Rush i Jax nie potrafią dzielić się jedzeniem. Jedzą totalnie osobno, w klatkach obok siebie mogą, ale już jak jeden dostaje żarcie w misce, a drugi nie, to jest wojna. Karmienie równoległe – spoko, na dworze, czyli w neutralnym terenie, i głównie ode mnie albo Michała. Na szczęście mają nieco różne zainteresowana w niektórych aspektach (Rush KOCHA jabłka i nie da ich spokojnie zjeść, a przy posiłku mięsnym jego miejsce zajmuje Jax, bo młodzian… śpi). To jest trudne do pogodzenia głównie z uwagi na Maksa, który zjada jakieś swoje rzeczy i zostawia je wszędzie. Na szczęście oba psy ogarnęły, co znaczy groźba w naszym głosie.
Jest też taka plotka, że psy się razem bawią, przez co mają zajęcie i się zmęczą, nic nie zniszczą pod nieobecność opiekuna i takie inne. No więc… nie. To znaczy jasne, Jax i Rush się bawią, ale w pewnym momencie Jax stwierdza, że hej, gówniarzu, styknie i spadaj. Wtedy żąda wpuszczania do sypialni, gdzie idzie w kimę zagrzebany pod kołdrą. Jego potrzeba bawienia się jest o wiele mniejsza niż potrzeba Rusha, co bardzo widać. Rush, postawiony przed nagłym zniknięciem kamrata, łazi i szuka zajęcia, aż w końcu uruchamia wbudowany tryb, za który go kocham: wyciszenie. A potem znów: Jax wieczorem by sobie poleżał pod kocykiem, a nie odprawiał jakieś kocopoły, które interesują rudego.
Razem natomiast lubią poszczekać. I powyć…
Wspólny spacer? Tak, ale…
No właśnie, ale. Dopóki Rush nie wszedł w fazę rzutu hormonów na zwoje mózgowe, byłam w stanie wziąć ich razem na dłuższy spacer. Nie było tak od początku – na początku bowiem Jax stwierdził, że skoro jest też ten mały grzdyl, to spoko, wszystko, co mówię, jest skierowane NA PEWNO do rudego. Więc ogłuchł, i to poważnie, aż poczuł mięso z kaczki i wrócił mu słuch. Taka krótka historia o obłożnej, psiej chorobie.
Teraz na krótką sikupę nadal mogę wyjść z dwoma psami, zwłaszcza że Rush przestał niezwykle entuzjastycznie reagować na inne psy w zasięgu wzroku (prócz znienawidzonej czarnej suki, pozdro!). Na długi spacer idziemy z Michałem we dwoje i każdy ma jednego psa pod opieką. Ja dodatkowo mam gwizdek i aparat, więc powiedzmy, że Michał ma półtora psa 😉 Nie wyobrażam sobie póki co chodzenia z nimi po mieście na dwójniku albo nawet na osobnych smyczach, zwłaszcza w obliczu tego zalewu bezmyślnych ludzi, z którym się co jakiś czas stykamy.
Tych dziesięciu rzeczy NIGDY nie rób swojemu psu!
Ale są też plusy…
Czyżby ten tekst nie był tak optymistyczny, jak zakładaliście? No cóż, nie można zawsze świergotać z radości. Dwa psy to nie to samo co jeden, pod kątem ekonomicznym, logistycznym i każdym innym, poczynając od potrzeby socjalizacji młodszego, a kończąc na zapewnieniu komfortu starszemu. Akurat postanowiłam go napisać w kiepskim czasie, czyli wtedy, kiedy Rush ma pierwszą, silną falę dorastania. Krótko mówiąc: zapomniał wszystkiego, co umiał i robi jeszcze głupsze rzeczy niż zwykle. Na szczęście, to mija.
Jakie są więc plusy? Na przykład takie, że masz szansę rozwinąć skrzydła jako opiekun drugiego psa i stanąć przed wyzwaniami, których nie było, gdy pies był tylko jeden. Możesz też docenić starszego psa, na przykład za to, jaki jest bezproblemowy, jak się słucha i jak nie ciągnie na spacerach (tak, Rush ostatnio doznał amnezji spacerowej, czego efektem są moje ręce wyglądające jakbym biła się z połową klubu bokserskiego – jazda na lodzie z twardym upadkiem). Masz szansę spróbować z drugim psem tego, co nie udało się – z wielu powodów – z pierwszym. Masz też na pewno więcej radości.
Wierzę ogólnie, że jesteśmy obecnie w trakcie możliwie najgorszego momentu posiadania dwóch psów (i niespełna trzylatka), bo Rush dorasta i często, no cóż, nie myśli. Wierzę też, że będzie lepiej, choć czasem ta wiara chwieje się w posadach, jak na przykład dziś, gdy w pięć sekund piesek obwiązał się trzykrotnie dookoła słupa. Nie dajcie jednak sobie wmówić, że drugi pies to takie nic, nawet jeśli ten starszy i pierwszy jest super ułożony. Być może zdarzają się psy, które wychowują się same i są totalnie bezproblemowe. Ja wierzę w bajki.
Tylko nie takie 🙂
https://uploads.disquscdn.com/images/3411e8af4903d98cb4e7c93b804716f558917c56ee0b40540761b82bb3fc1af4.jpg Ja zdecydowanie jestem właścicielką jednego psa:) Chociaż serducho duże by kochać nawet 10 🙂 Biorąc jednak pod uwagę, ze mam teraz niespełna 5 miesięczną szczeniarę setera, nie wyobrażam sobie by podwoić to wariactwo :):)
Zawsze miałam dwa psy, wszystkie początkiem poschizowane adopcjany z fobiami, potem kompani podróży małych i dużych wszelkimi środkami komunikacji aleeee to były psy do 10 kg. W razie zagrożenia takiego jak np „on nie gryzie tylko tak się bawi”, „co ja Pani poradzę jak on tyle ma siły” itp po prostu brałam je pod obie ręce i siema. Teraz mam mega już ogarniętego społecznie adoptowanego psa w typie goldena i 10kg sunie, która jeszcze nie jest na prostej i jest bardzo duża różnica, żeby nie nazwać tego spacerowa męczarnia. Dokładnie jak we wpisie, teraz z moim 😀 Michałem na wariacje idziemy z nimi wspólnie, każdy dzierzy swoja smycz a jeśli idę sama i czas mnie nie goni staram się na dwa osobne spacery. To przede wszystkim oszczędza mi nerwów i osiedlowych kwasów z kompletnie nieodpowiedzialnymi w większości niestety ludźmi i ich biednymi psami z agresja puszczanymi na żywioł osiowej dżungli.
Dwa psy to przede wszystkim ogromne wyzwanie… Najpierw miałam dwa zupełnie różne psy – 12 letnią husky i szczeniaka PRT. Dwa tak odmienne psy z tak wielką różnicą wieku wymagały osobnego poświęcania czasu i zupełnie innego podejścia do każdego psa – wtedy powtarzałam sobie nigdy więcej 2 psów ! Kiedy po dwóch latach życia z dwoma psami staruszka husky odeszła zrobiło się tak smutno i dziwnie że w ciągu tygodnia kupiliśmy szczeniaka z hodowli tym razem też teriera ale nie Parsona a teriera walijskiego. Myślałam że dwa teriery będą do siebie podobne – jak się okazało terier terierowi nie równy. Jeden uwielbia kopać a drugi nigdy tego nie robi, jeden gryzie wszystko drugi buta do pyska nigdy nie wziął, jeden wskakuje wszędzie ( stół, blat, szafka itp) drugi nigdy tego nie zrobił. Posiadanie dwóch psów to naprawdę wyższy level. Potrzeba 4 razy więcej cierpliwości, nerwy ze stali, troszkę więcej pieniędzy i więcej czasu. Ja na razie na większość spacerów wychodzę z dwoma psami na raz ponieważ spacery zajmują mi około 3 godziny dziennie więc jak bym miała wychodzić osobno to bym musiała chyba zwolnić się z pracy 😉 Niestety pojawiają się problemy szczególnie jeżeli jeden z psów jest 5 miesięcznym szczeniakiem i niewiele rozumie. Dyscyplinowanie 2 psów na raz bywa trudne czasami nawet nie możliwe. Czasami mam wrażenie że dostanę oczopląsu albo że powinnam się rozdwoić. Zazwyczaj takie sytuacje powodują u mnie frustracje i zdenerwowanie. Nauka szczeniaka komend przy dorosłym psie dla którego podstawowe komendy są wykonywane od razu jest trudna dlatego niestety niedługo będę musiała podzielić jeden ze spacerów na dwa osobne. Starszy pies nauczyć szczeniaka chodzenia na smyczy oraz warczy na niego kiedy ten chce grzebać w śmietniku albo wchodzi na stół żeby ukraść coś do jedzenia więc trzeba też przyznać że starszy pies ma też u nas rolę nauczania. Ale na koniec muszę wspomnieć o tym że kiedy wszystko jest ok radość w domu jest ogromna. Bardzo często śmiejemy się z naszych psiaków, wygłupiamy się z nimi i mile spędzamy wspólnie czas. Ja osobiście nie wyobrażam sobie życia z jednym psem albo nie daj boże bez psa… co wcale nie zmienia faktu że czasami mówię że wyślę je w kosmos, oddam do schroniska albo uduszę własnymi rękami.
PS Dziękuję Ci Paulino za ten wpis bardzo szczery, prawdziwy i bez słodzenia. Czytając go poczułam się że nie jestem sama, że nie tylko ja miewam czasami dosyć, że nie tylko ja mam problemy moimi psami i z moimi emocjami w psim kontekście.
Mamy w domu dwa psy: 13-letnia hasica i 3-letnia irlandka. Terierka pojawiła się po niespełna rocznej pustce po nieodżałowanym hasiorze. Hasica Tajga marniała w oczach, zwinięta w kłębek przesypiała całe dnie. I nam też brakowało tego radosnego psiego świata obok nas. Zapadła decyzja o drugim psie. Podobnie jak u Państwa, wymarzyłam sobie psa idealnego dla nas, coś w typie dysnejowskiego Trampa. I okazało się, że taka rasa istnieje. I spełnia wszystkie pokładane w niej nadzieje i oczekiwania. Rubi, poza niezaprzeczalnym wdziękiem i rudą urodą jest mądra, wierna, czujna, przytulaśna, pojętna i łatwa w tresurze, wspaniały węchowiec, aporter, doskonały towarzysz wszelkich wypraw, bardzo żywiołowa i energiczna, ale jednocześnie potrafiąca pohamować temperament i lubiąca dzieci, do których jest cierpliwa i delikatna. Tajga, która na powrót odżyła, spełnia wobec niej rolę psiej mentorki, a ponieważ jest psem miłującym harmonię w stadzie ( także ludzkim ), odpowiednio temperowała od młodości wszelkie żywiołowe zapędy szczeniary. Myślę, że wniosła dzięki temu ogromny wkład w zrównoważenie jej temperamentu. A żeby mi nie było zbyt nudno, a Pani nie myślała, że inni to mają chyba lepiej, to jest jeszcze wisienka na torcie, a właściwie dwie ;))) Od trzech miesięcy przebywają u mnie w domu na przedłużonych wakacjach 9-letnia sucz JRT i 2,5 letni chłopak PRT. Państwo budują dom i z powodu konieczności zamieszkania w wynajętym mieszkaniu nie mogą mieć piesków ze sobą. Pieski się znają z moimi i bardzo lubią, trafiły więc na 8 miesięcy do naszego domu. Jest nieźle :))) Towarzystwo zgodne, chociaż zdarzało się, że poleciały kłaki. Psy trzymają się w „grupach wiekowych” i tak samo są podzielone spacery. Żywiołowa młodzież to bieganie z przewracankami, wyrywanie sobie aportów i generalnie dużo ruchu. A starsze panie to wąchanko, szybki marsz i obowiązkowe aporty dla russelki. Jest jednakże też zachowana hierarchia w psim stadzie jako całości: irlandka, hasica, russelka i parson, co również i my ludzie honorujemy, np. przy wydawaniu posiłków czy dawaniu smaczków. Jest fajnie. Jedyne co mi dopiekło, to brak śniegu tej zimy i niekończące się deszcze, co prowadzi do wycieranie 3x dziennie czterech mokrych futrzanych grzbietów i brzuchów i szesnastu łap. Stare ręczniki są już na wyczerpaniu. Niewiele też zostało z mojego trawnika, ale to tylko chyba przyspieszy decyzję na wydzielenie na posesji strefy „bezpsiej” ( nie, żeby całkiem, chodzi tylko o samodzielny psi pobyt ). Podsumowując: moim zdaniem pies w liczbie mnogiej ( zdecydowanie jednak max 2 sztuki ) w domu to najlepsza wersja współistnienia ludzko-psiego. Pozwala zachować równowagę i harmonię zarówno gatunkową jak i międzygatunkową. Psi świat przeplata się z ludzkim, ale każdy pozostaje sobą. I tak jest dobrze.
Mamy w domu dwa psy: 13-letnia hasica i 3-letnia irlandka. Terierka pojawiła się po niespełna rocznej pustce po nieodżałowanym hasiorze. Hasica Tajga marniała w oczach, zwinięta w kłębek przesypiała całe dnie. I nam też brakowało tego radosnego psiego świata obok nas. Zapadła decyzja o drugim psie. Podobnie jak u Państwa, wymarzyłam sobie psa idealnego dla nas, coś w typie dysnejowskiego Trampa. I okazało się, że taka rasa istnieje. I spełnia wszystkie pokładane w niej nadzieje i oczekiwania. Rubi, poza niezaprzeczalnym wdziękiem i rudą urodą jest mądra, wierna, czujna, przytulaśna, pojętna i łatwa w tresurze, wspaniały węchowiec, aporter, doskonały towarzysz wszelkich wypraw, bardzo żywiołowa i energiczna, ale jednocześnie potrafiąca pohamować temperament i lubiąca dzieci, do których jest cierpliwa i delikatna. Tajga, która na powrót odżyła, spełnia wobec niej rolę psiej mentorki, a ponieważ jest psem miłującym harmonię w stadzie ( także ludzkim ), odpowiednio temperowała od młodości wszelkie żywiołowe zapędy szczeniary. Myślę, że wniosła dzięki temu ogromny wkład w zrównoważenie jej temperamentu. A żeby mi nie było zbyt nudno, a Pani nie myślała, że inni to mają chyba lepiej, to jest jeszcze wisienka na torcie, a właściwie dwie ;))) Od trzech miesięcy przebywają u mnie w domu na przedłużonych wakacjach 9-letnia sucz JRT i 2,5 letni chłopak PRT. Państwo budują dom i z powodu konieczności zamieszkania w wynajętym mieszkaniu nie mogą mieć piesków ze sobą. Pieski się znają z moimi i bardzo lubią, trafiły więc na 8 miesięcy do naszego domu. Jest nieźle :))) Towarzystwo zgodne, chociaż zdarzało się, że poleciały kłaki. Psy trzymają się w „grupach wiekowych” i tak samo są podzielone spacery. Żywiołowa młodzież to bieganie z przewracankami, wyrywanie sobie aportów i generalnie dużo ruchu. A starsze panie to wąchanko, szybki marsz i obowiązkowe aporty dla russelki. Jest jednakże też zachowana hierarchia w psim stadzie jako całości: irlandka, hasica, russelka i parson, co również i my ludzie honorujemy, np. przy wydawaniu posiłków czy dawaniu smaczków. Jest fajnie. Jedyne co mi dopiekło, to brak śniegu tej zimy i niekończące się deszcze, co prowadzi do wycieranie 3x dziennie czterech mokrych futrzanych grzbietów i brzuchów i szesnastu łap. Stare ręczniki są już na wyczerpaniu. Niewiele też zostało z mojego trawnika, ale to tylko chyba przyspieszy decyzję na wydzielenie na posesji strefy „bezpsiej” ( nie, żeby całkiem, chodzi tylko o samodzielny psi pobyt ). Podsumowując: moim zdaniem pies w liczbie mnogiej ( zdecydowanie jednak max 2 sztuki ) w domu to najlepsza wersja współistnienia ludzko-psiego. Pozwala zachować równowagę i harmonię zarówno gatunkową jak i międzygatunkową. Psi świat przeplata się z ludzkim, ale każdy pozostaje sobą. I tak jest dobrze.
Już nie jestem w stanie zliczyć ile razy rozmawialiśmy o drugim psie, zwłaszcza w kontekście zajęcia niespożytej energii naszego sznaucera. On może się bawić non stop bez przerwy. Kiedy musimy go czasem zostawić samego zdecydowanie przydałoby mu się towarzystwo. Tak jak całkowicie zmieniło nam się życie przy pierwszym, chyba jednak podejmiemy kroki żeby wziąć drugiego. Z tym się łączy niemała rewolucja; typu przeprowadzka do innej dzielnicy, etc…