Wydaje się Wam, ze wyjście na spacer z psem i małym dzieckiem jest zadaniem nie do wykonania? Poniekąd macie rację, zwłaszcza gdy pies nie do końca jest przekonany do słuchania Was na spacerach, a dziecko podziela jego zdanie. Albo nie lubi spacerów. Zobaczcie, jak to wyglądało u nas – może znajdziecie jakieś ciekawe patenty?
Przed narodzinami: nauka dla psa
Jeśli kazalibyście wskazać mi jedną rzecz, której bezwzględnie trzeba nauczyć psa przed narodzinami dziecka, to powiedziałabym, że jest to ładne chodzenie na smyczy. I ładne wcale nie oznacza psa, który idzie w trybie pracy wpatrzony w Was jak w obrazek, aż w końcu wpada w latarnię albo spada z krawężnika.
Ładne chodzenie na smyczy to przede wszystkim:
- chodzenie bez ciągnięcia,
- reagowanie na komendy kierunkowe,
- respektowanie „stój”, „idziemy”, „zostań”.
Tyle i aż tyle. Serio, to nie jest wiele i wierzę, że każdy jest w stanie włożyć w pracę z psem tyle wysiłku, aby to osiągnąć.
I mówię to ja: właścicielka psa, który po KAŻDYM wyjściu z domu dostaje kociokwiku, nawet jak był na dworze już miliard razy tego samego dnia albo wrócił minutę wcześniej. Co robię? Przeczekuję. Stoję sobie i czekam, aż pies się wysika. Znoszę chwilę nieogarnięcia, bo wiem, że głupawka skończy się w ciągu kilku minut i będzie normalnie. W tym czasie pozwalam psu na to, co robi, bo po co się szarpać?
Gdy czujesz się na siłach
Mój spacer z psem i małym dzieckiem był na początku z góry skazany na niepowodzenie, bo Maks nienawidził wózka. Po prostu nienawidził – odłożony płakał tak długo, jak w nim leżał. I trwało to aż do momentu, gdy nie siedział stabilnie i nie zmieniliśmy głębokiego wózka na spacerówkę. Czyli jakieś osiem miesięcy. Ale ja, wymęczona na samym początku porodem, powikłaniami i dobita brakiem snu, nie byłam w stanie ogarnąć chusty i wychodzić z nim w niej. Fizycznie i psychicznie.
Dlatego bardzo ważne jest, aby wyjść na spacer z psem i małym dzieckiem dopiero w momencie, gdy czujemy się fizycznie na siłach. I mówię to przede wszystkim do przyszłych i obecnych matek: jeśli czujecie, że zaraz się przewrócicie, to zdecydowanie nie jest to dobry moment na motanie dziecka w chustę czy nawet spacer z wózkiem. To czas, w którym angażujecie kogoś z otoczenia do wyjścia na spacer albo zajęcia się dzieckiem i odpoczywacie. Ewentualnie kładziecie się z dzieckiem do łóżka, odpalacie Netflixa i leżycie. Musicie wrócić do sił, nie ma bata – inaczej stwarzacie zagrożenie dla siebie i dziecka. I psa, jeśli zabierzecie go na wspólny spacer. Szanujcie siebie, dajcie sobie czas, a jeśli chcecie nad czymś popracować – wzmacniajcie pozytywne skojarzenia psa na temat dziecka.
Spacer z psem i małym dzieckiem – najwygodniej w chuście
Przez te miesiące, kiedy Maks pałał nienawiścią do wózka, musieliśmy sobie jakoś radzić. No i radziliśmy sobie, a właściwie ja sobie radziłam, kupując chustę do noszenia. To jest jeden z najlepszych moich zakupów dla mnie i dziecka. Mogłam wszędzie pójść, młodemu było wygodnie, oglądał sobie świat, najpierw motany na moim brzuchu, potem na plecach. Z czasem przesiedliśmy się na nosidło miękkie.
I teraz garść wyjaśnień i porad z mojej strony. Chusta elastyczna nadaje się na początek, ale raczej dla dzieci mniejszych gabarytowo. Chusta tkana wystarczy Wam na dłuuuugo. Noworodka i niemowlaka łatwiej motać w niższe gramatury, a potem można kupić coś „mocniejszego” – albo stosować wiązania warstwowe. Warto wydać kasę na doradcę, który nauczy Was motać. Dziecko, które nie siada samodzielnie (nie: nie siedzi albo, o zgrozo, nie udaje, że siedzi, podparte milionem poduszek) nie powinno być, wedle zaleceń, noszone w nosidle. Noszenie w chuście i nosidle, które jest dobre dla fizjologicznego rozwoju dziecka, zakłada wiązanie malucha brzuchem do nas – do naszego brzucha albo naszych pleców. Nosidło, na którym dziecko jest przodem do świata, to wisiadło – polecam Wam samym podwiesić się za krocze ze zwisającymi nogami na kilka godzin, a potem zastanowić się, czy chcecie to robić dziecku. Zwłaszcza, że to po prostu niezdrowe.
Wracając do tematu: najpierw mały wychodził w zwykłej chuście tkanej, której wiązanie zajmowało więcej czasu, ale było dla nas obojga wygodne. Jesienią i zimą przesiadłam się na chustę kółkową motaną na nasze kurtki i był to strzał w dziesiątkę – jest idealna do szybkiego wyjścia na spacer z psem i małym dzieckiem, które jeszcze nie siada (albo i takim, które siada, jeśli nie chcecie nosidła). Mota się szybko, jest wygodnie, można się zatrzymać, wejść na trawnik, sprzątnąć kupę i nie trzeba targać za sobą wózka. Polecam. Moja chusta kółkowa – Yaro Stars Ultra Purple Aqua Coffee z tencelem – nadal czeka na nowego właściciela. Jak coś, to piszcie – widoczna jest u góry, mam też więcej fot.
Natomiast nosidła miękkiego używaliśmy po roku. Mamy piękny model LennyLamb Wędrówka i ogólnie uważam to nosidło za cud. Jest regulowane, wygodne. W górach co prawda na długie wędrówki i wysokie szlaki wzięłabym raczej coś usztywnianego dla starszego dziecka, ale na Trzy Korony, do Wąwozu Homole – nadało się idealnie. Mały był z tyłu, wszystko widział zza moich pleców, a nawet usnął (!).
Spacerówką z psem i dzieckiem
Nadejść może jednak taki moment, w którym po prostu dziecko zrozumie, że ma nogi, na których może uciekać, i nie będzie chciało być motane czy wsadzane do nosidła. Albo taki, w którym uznasz, że to już nie Twój kręgosłup. Albo po prostu chcesz wstąpić, kończąc spacer z psem i małym dzieckiem, na pobliski targ, żeby kupić dziesięć kilogramów ogórków i pomidorów. Bywa.
W takiej sytuacji oczywiście lepszym rozwiązaniem będzie spacerówka (pomijając zostawienie komuś dziecka i psa, a potem pójście na spokojne zakupy…). Nasza jest lekka i niewielka, nie z zestawu 2w1 czy 3w1. I kolejna rada, którą dałabym sama sobie ponad dwa lata temu: nie kupuj zestawu 2w1. Kup osobny wózek głęboki, a potem osobną, dobrą spacerówkę. I osobny, dobry, certyfikowany fotelik samochodowy, bo ten z zestawu 3w1 to zwykle szkoda gadać…
Ale, wracając do tematu. W takiej sytuacji sprawdza się właśnie to, o czym pisałam na początku. Jeśli pies ogarnia chodzenie na smyczy, to wyjście na wspólny spacer nie jest problemem. Chodziłam tak z psem na smyczy automatycznej, póki wózek z wkładem był lżejszy i możliwy do prowadzenia jedną ręką. Potem przerzuciłam się na smycz przepinaną, którą przypinam tak, aby nie wchodziła między koła. Polecam to rozwiązanie – sprawdza się nam bardzo dobrze. W razie potrzeby biorę smycz w dłoń i trzymam razem z rączką wózka. W ten sposób spacer z psem i małym dzieckiem w mieście może odbyć się bez przeszkód. Widzicie urywek spaceru na filmiku niżej.
Ach, i jeszcze kwestia tego, jak wybyć z domu i do niego przybyć, jeśli mieszkasz w bloku. My mieszkamy na parterze i opracowałam sobie system, który nie wywołuje przepukliny operacyjnej. Mianowicie sprowadzam Maksa na dół klatki schodowej, a następnie biorę smycz w rękę, wózek do ręki i schodzę do młodego. Zajmuje mi to w sumie 10 sekund, licząc z zamknięciem drzwi – 15. I nie tracę dziecka z oczu – oczywiscie drzwi do klatki schodowej są zamknięte. Z powrotem najpierw wprowadzam młodego, puszczam psa luzem z komendą „góra”, a potem tarabanię się z wózkiem.
NIGDY nie należy zostawiać wózka na klatce schodowej, bo można dostać za to mandat i jest to po prostu niebezpieczne – blokuje się drogę ewakuacji w razie pożaru. W zadymionej klatce schodowej ktoś może się potknąć o wózek, przewrócić i zabić albo stracić przytomność. Co robią moi sąsiedzi z góry, którzy mają małe dzieci? Trzymają wózki w bagażniku samochodu. Najwygodniejsze jest posiadanie tzw. wózkowni w bloku, ale coraz mniej bloków nią dysponuje.
A co z psem luzem?
To ciężki temat, jeśli ma się psa, na którego stale trzeba mieć oko. To znaczy nie ciężki, jeśli masz dziecko w nosidle czy chuście – wtedy luzik. Ale jak maluch idzie koło Ciebie albo za Tobą, bo nie chce iść za rękę, to pojawia się pytanie: na kogo patrzeć?
Wierzę, że są psy, które pilnują się opiekuna, są wyprane z instynktu do pogonienia czy węszenia i wyśledzenia zwierzyny – tutaj sprawa jest dość prosta, bo można skupić się na dziecku, a na psa tylko zerknąć. Taką przechadzkę można zrobić sobie nawet codziennie i, jeśli pies nie będzie znudzony jak mops i mu to wystarczy, to wszyscy są zadowoleni. Czasem zazdroszczę ludziom takich psów.
Tych dziesięciu rzeczy nie rób na spacerze z psem!
Natomiast my dotąd na spacer z psem i małym dzieckiem w terenie wychodzimy po prostu we dwoje. Jedno ogarnia dziecko, odpowiada na miliard pytań, chroni przed zjedzeniem wilczych jagód i podobnymi przygodami, a drugie ogarnia w tym czasie psa. Jest wygodniej, spokojniej i spacer jest przyjemnością.
Spacer z psem i małym dzieckiem… w górach
Jak już wspominałam, my dotychczas w górach używaliśmy nosidła na szlaku albo wózka tam, gdzie można, na przykład na Drodze Pienińskiej. W tym roku mam nadzieję, że będzie tak samo – ale wiem też, że Maks nauczył się chodzić, czego podczas poprzedniego wyjazdu jeszcze nie opanował. W związku z tym kupiliśmy mu… szelki.
I teraz plan jest taki. Najpierw chcemy przejść się mało wymagającą trasą w terenie, żeby ocenić, jak młody znosi pobyt w miękkim nosidle. Jeśli okej, to okej. Jeśli nie, to są dwie opcje: albo wszędzie chodzimy z wózkiem (co ogranicza wybór tras) i się wymieniamy, albo próbujemy wypożyczyć nosidło turystyczne ze stelażem i zobaczyć, jak ono mu leży. Tylko jeszcze nie wiemy, kto je będzie nosił 🙂
Natomiast na sytuacje, kiedy on preferuje własne nogi, szelki będą jak znalazł. Uchronią go przed bolesnym upadkiem, zapobiegną próbie wbiegnięcia na ulicę czy do rzeki. Bo choć Młody Człowiek jest generalnie mądrym malcem i wie, jak się zachować przy ulicy albo rzece, bo dużo o tym rozmawiamy, to jednak jest nadal malcem. Czasem chce iść w inną stronę niż wszyscy, a brak zgody oznacza bunt i biegnięcie w drugą stronę z wyrwaniem się osobie prowadzącej. Łatwo nad tym zapanować, gdy idzie się na leniwy spacer. Gorzej, gdy idzie się w tłumie ludzi albo na kamienistej ścieżce. Jak zdało egzamin to rozwiązanie – na pewno dam znać w relacji na Instagramie w ciągu najbliższych tygodni!
O praktycznych gadżetach słów kilka
Teraz jeszcze kilka słów o tym, co warto zabrać na spacer z psem i małym dzieckiem. Jeśli idziecie z dzieckiem w nosidle albo chuście na plecach, to polecam saszetkę na biodro. Wieeeeeeelką. I najlepiej z osobną kieszenią na psie smaczki 🙂 Jeśli macie dziecko z przodu – plecak. Torebka w każdej z tych opcji będzie się wam zsuwać i doprowadzać Was do szewskiej pasji. Poza tym saszetkę kupicie dopasowaną do Waszej chusty czy nosidła (baj baj, pieniążki).
Jeśli dziecię chodzi i pies takoż, to opcje są dwie. Jeżeli idziecie na długo, to pozostaje Wam plecak. No bo woda dla wszystkich, miska dla psa, przekąska dla dziecka, psie zabawki, jakieś ciuchy na zmianę, pielucha… Uzbiera się tego. Jeśli idziecie na krócej, to zdecydowanie zapas wody i jakaś drobna przekąska wystarczą. Przekąska dla psa i dziecka 🙂
Spacer z psem i małym dzieckiem w wózku teoretycznie jest najwygodniejszy. Teoretycznie, bo akurat Maks żąda ostatnio obecności wszystkich swoich resoraków, które muszę konkretnie wymieniać z marki na wyrywki. Ale w przypadku spacerówki polecam chować zapasy do kosza na dole, na przykład w osobnych woreczkach bawełnianych albo wielorazowej torbie na zip z Ikei – wtedy nic nie przemoknie. Powieszenie czegokolwiek na rączce spacerówki dociąży Was niesamowicie, zwłaszcza w przypadku lekkiego wózka. Wiem, bo regularnie wożę tak zakupy, które nie mieszczą się pod wózkiem…
Nie będę się bardziej rozpisywać o gadżetach – mogę zrobić o tym osobny filmik, jeśli temat Was interesuje. Ja tam lubię oglądać, co inni śmiesznego ze sobą wożą, żeby samej nie uchodzić za dziwaka…