Od pewnego czasu całkiem świadomie kontroluję swoją mowę ciała podczas kontaktu z małym białym i zauważam coraz to większe i korzystniejsze efekty. Wykorzystuję to zarówno na dworze, jak i w domu, i jestem zdania, że może to być pomocne oraz że małe białe o wiele chętniej wykonuje pewne polecenia, gdy staram się panować nad tym, aby nie dawać mu sprzecznych znaków.
O tym, że pies to mistrz mowy ciała, nikomu nie trzeba mówić. Wiele mówi się o mowie ciała i zachowaniach w przypadku psów, mało zaś wspomina się o tym, że bywa to pomocne również w szkoleniu. Większość osób szkoli psy jednak na komendy głosowe, zapominając o tym, jak wielką broń mamy w naszym ciele – nie tylko w mowie ciała, ale również i gestach. Ja sama zauważam, że małe białe częstokroć o wiele łatwiej odczytuje i przyswaja to, co przekazuje mu gestem, niż to, co próbuje przekazać samym słowem i długotrwałą nauką. Ba! Zauważyłam, że niektóre sprawy sama sobie utrudniałam, poprzez właśnie wysyłanie psu jednego sygnału jako komendy głosowej, a drugiego jako sygnału mowy ciała. Tutaj dodam, że małe białe jest bardzo CSujące, co staram się od początku wykorzystywać.
Młody jest na tyle uległy, że dotychczas szybsze podejście do niego na wprost powodowało wyłożenie się kołami do góry i merdanie ogonem. Nie jest to nic złego, ale mimo wszystko często staramy się podchodzić do niego bokiem, po łuku, siadając również bokiem, a nie od razu pochylając się nad nim. W ten sposób sam zachęca do kontaktu, np. zaczepiając nas i wówczas wszyscy są szczęśliwsi – skoro można pominąć etap, w którym pies wykonuje coś, czego robić nie musi, to chyba warto? 🙂 O ile małe białe z tym problemu nie ma, to bardzo skorzystałam na wykorzystaniu CSów w przypadku mojej tymczaski, która obawiała się ludzi. Wystarczyła garść smaków, siedzenie parę godzin na podłodze bokiem do psa, ciche mówienie pod nosem, oblizywanie się i ziewanie, a pies po dwóch takich sesjach brał jedzenie z ręki i wytrzymywał kontakt wzrokowy ze mną bez większego problemu. Może to brzmi dziwnie – “tylko” dwie sesje po parę godzin, ale prawda jest taka, że w przypadku bardzo wycofanego, źle socjalizowanego (czy wcale nie socjalizowanego) psa to naprawdę niewiele.
Wróćmy jednak do tematu. Osoby, które liznęły cokolwiek agility pewnie wiedzą, jak ważne jest porozumiewanie się z psem za pomocą gestów, np. odsyłanie, pokazywanie stron. Rozmawiając z pewną panią, która ma bardzo duże sukcesy w agi ze swoim stadem dowiedziałam się, że wiele psów ma problem z komunikacją ze swoim właścicielem na poziomie niewerbalnym, tzn. właściciel daje niewłaściwe sygnały ciałem. Prawdą jest, że większość psów “uczy” się swojego właściciela i jego ruchów, jednak jeżeli pies miałby biegać z kimś innym na zawodach, mógłby pojawić się problem.
Małe białe w agi jednak (póki co) nie biega, a sterowanie ciałem obserwowałam w sytuacjach prostszych. Pierwsza sytuacja: zmiana kierunku. Pies sobie gdzieś tam lata, a my chcemy zmienić tor spaceru. U nas działa komenda “tędy”, zawołana wraz z imieniem. Zazwyczaj pies wówczas przystawał, patrzył, gdzie idę, a potem po prostu szedł w tym samym kierunku. Ostatnio zaczęłam jednak wskazywać mu kierunek… ciałem. Nie ręką, a całym tułowiem, a konkretniej – kierunkiem, w jakim obrócone są barki. Oznacza to, że idąc np. z lewo przystawałam na chwilę, dawałam mu znak, że zmieniam kierunek, werbalnie, a jednocześnie odwracałam ciało w kierunku, do którego zmierzałam, nie poruszając się jednak do przodu. Efekt? Pies przestał się zatrzymywać, tylko po prostu spojrzał i… biegł tam, gdzie ja się odwróciłam. Specjalnie nie szłam dalej, aby nie chodziło po prostu o podążanie za przewodnikiem – chciałam sprawdzić, czy pies będzie szedł w tę stronę, w którą ja skieruje ciało.
Drugą, nieco odrębną sprawą jest nauka wysyłania w określonych kierunkach, którą zamierzamy ćwiczyć, gdy tylko nie będziemy tonąć w błocie; to wykorzystuje się u psów pracujących w terenie, ratowniczych czy myśliwskich. Ale z tego będą filmiki. Natomiast już teraz używamy innych gestów, które pies doskonale czyta; najlepiej pokazującym, o co chodzi, jest gest “zostań”. Przydaje się w rozmaitych sytuacjach, np. gdy pies jest gdzieś dalej i nie chcemy, aby podszedł, bo ktoś idzie z psem/jedzie rower czy dzieje się cokolwiek innego (np. biegnie wiewiórka – wypróbowane!). Wyglądało to tak: małe białe sobie łazi, łazi, a ja widzę wiewiórkę. Jestem więcej niż pewna, że jeśli zauważy ją, zanim ja zareaguje, to się za nią zerwie, a wiadomo, że łatwiej jest powstrzymać psa przed pójściem za czymś niż go odwołać, gdy już straci zupełnie zdolność myślenia w pościgu. Co więc robię? Staję w pewnej odległości od psa przodem do niego, mówię wyraźnie “zostań” (żeby w ogóle na mnie spojrzał) i dodaje wzmacniający gest ręką – ręka wyciągnięta przede mnie, dłoń skierowana równolegle do ciała. Albo po prostu wydaje gest, jeżeli pies akurat zwraca na mnie uwagę. Efektem było to, że małe białe wysiedziało na tyłku, dopóki z komendy nie zostało zwolnione, choć fakt faktem, że się telepało z wrażenia, bo wiewiórkę zobaczyło – ale skoro siedziało na tyłku, to się telepać mogło 😉
Pominę, że mamy masę gestów przydatnych również przy innych okazjach, jak np. komendzie “proś” czy “boczek”. O, a w następnym tygodniu zrobimy nagranie z nauki tej ostatniej komendy, bo rwałam włosy z głowy, gdy przyszło mi ją wklepać do głowy małemu białemu. Psy jednak uczą człowieka kreatywności!