Zawsze fascynowało mnie, co dzieje się w ludzkich głowach – a dzieje się przecież niemało. O ile jestem w stanie zrozumieć większość decyzji czy zachowań w ogólnie zachowanym kontekście, o tyle momentami po prostu wysiadam, gdy widzę, jak zachowują się ludzie, których spotykam na ulicy. Dziś mieliśmy przykładowo spacer po parku ze znajomą (pozdrawiamy!), w czasie którego spotkałam kilka rozmaitych osób i zadziwiały mnie ich zachowania względem psów – swoich czy cudzych – oraz psiarzy.
Na początek podróż tramwajem. Młody z tramwajem problemu nie ma żadnego, bo dość często nim jeździ – sam wsiada, sam wysiada, ale jak jest tłok, to ląduje na moich rękach, bo już parę razy ratowałam jego łapę tudzież ogon przed zgnieceniem i przydeptaniem. Pcham się więc w tłumie ludzi do biletomatu, co by zanabyć bilety dla siebie i młodego, aż w tłumie nagle wyjawia się pani, która zaczyna młodego głaskać – rzecz jasna bez pytania. Głaskanie bez pytania jestem w stanie jakoś z trudem przełknąć, szczęśliwie młody lubi ludzi – ale w tej sytuacji każdy głupi by zauważył, że to trochę nie ma miejscu. Pani ciumka do psa, pies na moich rękach wyrywa się do pani, ja chcę iść do przodu kupić bilet, póki stoimy w miejscu i nie muszę balansować, ale nie mogę, bo… pani trzyma mojego psa za głowę, wciąż go głaszcząc! W końcu udało mi się wyrwać psa ze szponów wielbicielki, kupić bilety i zamelinować się na siedzeniu, w bezpiecznej odległości. Żeby było ciekawiej – panią potem spotkaliśmy znów, tym razem wychodząc z parku – prawie wpadła pod tramwaj, tak była pod wrażeniem Jaxa, a potem staranowała mnie na przejściu dla pieszych, żeby być bliżej niego (a ja podła jestem i kazałam mu przejść nad moją drugą stronę). Żeby nie było – nie mam nic do głaskaczy, o ile zapytają, czy psa pogłaskać można. Nie pozwalam na głaskanie swojego faceta, siebie, nie będę pozwalała na głaskanie przez obcych mojego dziecka – czemu więc mam pozwalać na głaskanie psa? A wszystko przez ten słodki wygląd młodego.
Następna sprawa – łazimy po parku, doturlaliśmy się do łączki, a na łączce wyjęłam piłkę i z psem się bawię. Kątem oka widzę, że biegnie do nas coś dwa razy większego od młodego, ale raczej w pokojowych zamiarach (raczej, bo znam z opowieści psa, który do wszystkich merdał, a potem robił harakiri). Schowałam zabawkę, co by nie była przedmiotem sporu, pies przybiegł i zaczęły się szaleństwa. Oczywiście, nie mam nic przeciwko – i znów, o ile w ogóle właściciel drugiego psa się pofatyguje, aby choć zapytać, czy mogą się pobawić. Wiele osób może to dziwić albo śmieszyć, jednak nie każdy pies jest super przyjazny, a młody jest trochę pipą, więc w razie W nie będzie się bronił – tylko ja muszę go bronić. Stąd wolałabym, aby jednak nie podbiegały do nas byle jakie psy. Na szczęście, tym razem było wszystko okej, ingerować nie musiałam, młody polatał, polatał i się znudził, więc wrócił na wołanie. Gorzej z tym drugim, który w końcu zareagował po paru próbach właściciela na porządny gwizd.
Na sam koniec, gdy już wracaliśmy tramwajem, musieliśmy się z samego początku przesiąść, ponieważ za nami, jak się okazało, siedziała pani ze sfilcowanym jak diabły czarnym psem będącym wariacją na temat sznaucera (dość rozległą wariacją), dostatecznie dużym, aby jednym chapnięciem pozbawić Jaxa głowy. A okazję ku temu posiadał, ponieważ był dość nieposłuszny (zaczął warczeć i szczekać na nasz widok), pani doskonale utwierdzała go w tym, co robił (głaskanie po głowie i powtarzanie “no co ty, takiego małego chcesz zjeść?” raczej nie jest karceniem), a dodatkowo, pies nie miał kagańca. Nie jestem jakąś fanatyczką kagańców, dla mnie psy w ogóle nie muszą w nich chodzić – o ile właściciel nad nimi panuje. Koło tego psa nawet bez Jaxa bałabym się przejść, szczególnie z taką właścicielką. Młody wylądował więc na rękach i innym siedzeniu, gdzie usłyszałam dialog matki i córki siedzących obok – że ten duży to jest groźny, bo czarny, i bo nie ma kagańca, a ten mały biały jest słodki i biedny.\
Na zakończenie dnia mam jeden wniosek: muszę nabyć kolejnego psa, tym razem czarnego i dużego, który będzie zniechęcał ewentualnych Jaxowych absztyfikantów.
Niestety mniejsze psy są skazane na takie sytuacje. Do większych ludzie mają zazwyczaj respekt. Mój maluch nie należy do psów kochających ludzi i do obcego choćby miał w ręku kiełbasę z własnej woli nie podejdzie
Ja mam 2 Rottweilery – potulne, usłuchane, ale mam święty spokój i ludzie obchodzą Nas z daleka. Wcześniej jak miałam przez ponad 15 lat mix Labradora to też miałam problem z ludzką natarczywością :-/
A nienawidzę jak głupie baby dają mojemu smakołyki niby się pytając ale jak mówię że nie to i tak mają to gdzieś.
Rozwiązanie jest proste – prosisz o nazwisko i adres, aby móc przynieść rachunek do weterynarza, bo pies jest alergikiem. Działa idealnie, trzeźwiąco i gwarantuje, że większość więcej nie zaczepi 😉