O adopcjach psów pisałam już kilkukrotnie, byłam i jestem nadal wolontariuszką, i co jakiś czas mam kontakt z osobami, które chcą adoptować psa. Nieraz są to sensowni, fajni ludzie, którzy szukają dla siebie przyjaciela na miarę swoich potrzeb i wymagań – jest to bardzo dobra sprawa, bo wówczas i ludzie są zadowoleni, i pies. Niestety, często zdarzają się również ludzie obcesowi, oczekujący, że pies spełni ich marzenia, a wolontariusze rzucą im się do stóp w ramach podziękowania za adopcję, a do tego przychylą nieba i spełnią każde życzenie. I o takich będzie dziś notka.
Skąd to się bierze?
To jest bardzo dobre pytanie, a moja odpowiedź na nie jest o tyle kontrowersyjna, że zwykle budzi dyskusję. Otóż część tych osób po prostu taka jest. W całym swoim życiu oczekują ci ludzie spełniania ich życzeń i oczekiwań, to czemuż inaczej miałoby być w przypadku adopcji psa?
Z drugiej strony reszta takich osób została do roszczeniowej postawy przede wszystkim… przyzwyczajona. I to przyzwyczajona w tym konkretnym kontekście – adopcji psa. Jak to możliwe? Ano, możliwe – wystarczy wejść na większość wydarzeń na FB, które mają na celu poszukiwanie psom domów, a tam zobaczymy tłum wolontariuszy “chcących dobrze” i wykładających prywatne pieniądze na to, aby pies pojechał do danego domu. Bo dom: nie może jechać/nie chce jechać/nie ma samochodu/nie jeździ pociągami/ma małe dzieci. Pół biedy jednak, kiedy faktycznie, sytuacja przyszpili, ale dom się poczuwa – do zapewnienia jakiejś obroży, smyczy, kagańca, a przede wszystkim – do opłacenia transportu. Tymczasem część osób zajmujących się adopcjami macha ręką na to, że przyszły dom nie pali się pokrywania kosztów, choć często go bez problemu byłoby na to stać.
I – niestety – dużo wolontariuszy daje sobą pomiatać w imię “wyższego dobra psa”, gdy odpowiadają na szeregi bezsensownych pytań, próbują tłumaczyć się z tego, że nie są wielbłądami, czy obrywają z przyczyn zupełnie od siebie niezależnych.
Czy to zły dom?
To nie jest takie jednoznaczne. Adopcja psa powinna być – według mnie – czymś płynącym z potrzeby serca. Z jednej strony zapewniamy dom psu, który potrzebuje schronienia. Z drugiej jednak bierzemy z tego też coś dla siebie – bierzemy przyjaciela, który będzie przy naszym boku zawsze. Jest to więc decyzja z pewną nutką egoizmu, w końcu od pojawienia się naszej chęci czy pragnienia zależy, czy psa weźmiemy. Jednocześnie jednak jest to przede wszystkim wybór kierowany empatią. Tutaj natomiast mamy do czynienia z ludźmi przekonanymi o swoich zaletach i doskonałości na tyle, że wyrażają pragnienie, aby każdy szedł im na rękę i “robił dobrze” – bo oni biorą psa ze schroniska. Nie znaczy to jednak, że dom taki musi być zły i o psa nie dbać. Mogą to być świetni ludzie, w których wychowaniu zabrakło pewnych elementów przystosowujących do życia w społeczeństwie. Od wolontariusza bądź schroniska zależy natomiast, czy do takiego domu psa oddadzą – świadomi wszystkich oczekiwań względem siebie. W moim prywatnym odczuciu – biorąc psa nie można oczekiwać załatwiania wszystkiego czyimiś rękoma, trzeba wiele rzeczy zrobić samemu. I do takich domów raczej psów nie oddaję.
Wolontariusz to nie wróżka
Wolontariusz nie jest w stanie wiedzieć wszystkiego, zwłaszcza gdy jest zaangażowany w pomoc zwierzętom
w schronisku. Co innego, gdy prowadzi dom tymczasowy – wówczas o swoim podopiecznym powinien wiedzieć jak najwięcej, a jego wiedza musi być oparta na faktach, a nie wrażeniach i odczuciach.
Wracając jednak do wolontariuszy w schroniskach. Drodzy adoptujący! Wolontariusz też ma swoje życie! Nie pojedzie, rzucając wszystko, nagle do schroniska, żeby zrobić jeszcze kilka zdjęć psu, które te zdjęcia już ma – tylko dlatego, że nie odpowiada Wam ich liczba czy jakość. Nie jest w stanie wiedzieć, jaką przeszłość ma pies, który trafił do schroniska jako bezdomny – tylko niewielki odsetek zwierząt pochodzi z interwencji czy trafia (zwykle – po raz kolejny) z jakąś historią. A wolontariusze nie poznali jeszcze języka zwierząt i nie mogą ich wypytać o wcześniejsze lata życia, te sprzed schroniska. Zawsze jednak, gdy przeszłość jest znana – rzetelny wolontariusz z pewnością o niej powie, bo pomaga ona znaleźć dla psa dom odpowiedni, a nie tylko taki, który zakocha się w wyglądzie, bez myślenia o charakterze.
Wolontariusze nie chodzą też z miarką krawiecką, i nie wiedzą, ile pies ma konkretnie w kłębie oraz czy zmieści się z drzwiczki dla kota, zamontowane w Waszym domu (autentyk!). Zwykle nie wiedzą również, czy ktoś jeszcze jest zainteresowany adopcją, bo nie siedzą w schronisku non-stop, a co ważniejsze – nie siedzą w głowach ludzi chętnych na adopcję zwierząt. A zazwyczaj dom zainteresowany na poważnie adopcją po prostu bierze go do siebie, albo chociaż rezerwuje, aby móc zabrać np. po zabiegu.
Wolontariusz nie da Wam też gwarancji na zachowanie psa, o ile jest człowiekiem poważnym, doświadczonym i odpowiedzialnym. O tym pisałam już dłuższą notkę, ale pamiętajcie – zachowanie psa może zmienić się po kilku dniach czy tygodniach przebywania w danym domu, bo wiele schematów zachowań wypływa po prostu z tego, jak zachowują się ludzie w najbliższym otoczeniu psa. Łagodny psiak u jednych, u drugich może być terrorystą albo agresorem gryzącym ze strachu. Wolontariusz natomiast może podpowiedzieć – czy dany pies, według jego obserwacji, dogaduje się z psami, czy jak zachowuje się do obcych ludzi albo czy pokazuje zęby przy próbie wykonywania zabiegów pielęgnacyjnych; jak chodzi na smyczy, czy czegoś się obawia, czy jest łasy na smakołyki i czy lubi ludzki dotyk. Często nie ma natomiast możliwości sprawdzić, jak będzie zachowywał się przy kocie – zwłaszcza w schronisku, gdzie nie ma kociarni.
A już na pewno wolontariusz nie powie Wam, jaki pies jest do Waszego dziecka. Czasem da się sprawdzić reakcję psa na dzieci ogólnie, ale bierzcie pod uwagę, że dzieci wolontariuszy zwykle potrafią zachować się w psim towarzystwie. Być może zupełnie odwrotnie, niż Wasze dzieci – bo w dużej mierze od dziecka i jego rodziców zależy zachowanie psa względem pociechy. Na pewno jednak, gdyby taki test wyszedł negatywnie, będzie o tym informacja. Bo żaden wolontariusz nie chce, żeby przez zły wybór domu pies trafił po igłę – bo ugryzł dziecko.