Dziś krótko, bo czeka nas droga, ale nie mogłam tego nie opisać.
Dzisiejszy poranny spacer. Godzina przed 8, mało ludzi – wszyscy albo śpią, albo się modlą 😉 Idę z psem, który – rozbawiony bieganiem i podrzucaniem sobie zabawek – zapomniał w ogóle o tym, że wypadałoby się załatwić numerem dwa.
Wracamy do domu. Idziemy przez osiedle, między dwoma blokami, na boisku, gdzie zwykle dzieciaki grają w piłkę (a obecnie stoi zawzięcie ignorowana i uważana za świetny słupek do bramki tabliczka “zakaz gry w piłkę”) stoi dwóch panów ze średniej wielkości kundelkiem. Kundelek uznał za stosowne właśnie tutaj załatwić wszystkie swoje potrzeby, panowie jednak stoją, udając, że nie widzą (pies stoi przed ich oczami), twardo wpatrując się we mnie i Małego Białego.
I wówczas Mały Biały uznał za stosowne dokonać defekacji. Nastawił się dokładnie na kawałku trawniczka oddzielającego ogrodzony siatką plac zabaw i chodnik. Czekam, aż skończy, sięgając po woreczek, gdy słyszę wypowiedź jednego z panów – właściciela psa (a przynajmniej trzymacza smyczy):
– Przyjechała paniusia i k***a sra tu psem przy placu zabaw! Dzieci biegajo* tu!
Pan jak widać cierpiał na jakiś zespół problemów z postrzeganiem rzeczywistości, bo dzieci biegają przede wszystkim tam, gdzie stał on. Natomiast ja wyjęłam woreczek, gdy Mały Biały skończył, zebrałam, co było do zebrania (a po wołowince na kolację – niewiele), zawiązałam i wyrzuciłam do stojącego nieopodal kosza. I wówczas słyszę komentarz.
– Ło, posprzątała! Patrz ją, k***a, nienormalna jakaś!
Kurtyna opada.
Dziękuję za uwagę i z tym wesołym akcentem (a poprawili mi panowie humor na cały dzień) udaję się, aby dopakować resztę rzeczy i wrócić z Małym Białym do naszego domku 🙂
* celowy błąd odtwarzający mowę owego pana