Czasami, gdy mam już dość – gdy pracy jest zbyt wiele, obowiązki domowe przytłaczają, wszyscy dookoła coś ode mnie chcą – chciałabym mieć czarodziejską różdżkę. Za jej pomocą rozwiązałabym wszystkie nierozwiązane sprawy, skończyła wszystkie, nawet najbardziej nudne zlecenia, wyprasowała ciuchy w 2 minuty zamiast 2 godzin i sprawiła, że dookoła zapanowałaby cisza. Niestety, różdżki nie mam – mam za to psa, który potrafi rozczulić mnie do głębi serca.
Na pewno każdy z Was ma czasem taki dzień, w którym ma już dość. W którym mleko wykipiało, komputer ciągle się zawieszał, dostawca internetu robił naprawy akurat wówczas, gdy trzeba było dokończyć ważne zlecenie. Dzień, który praktycznie nadaje się tylko do śmieci, i w którym marzymy o tym, aby jak najszybciej nadszedł wieczór. A czas oczywiście ślamazarzy się jak tylko może. Takie dni dobijają mnie podwójnie, bo lubię mieć wszystko zaplanowane i ułożone, a tu – klapa! Pomóc może w takiej sytuacji tylko… okład z psa 🙂
Praca z psem
Z uwagi na fakt, że pracuję w domu, to omija mnie rytuał powitań z Małym Białym – pomijając rzecz jasna te, które zaliczam, gdy wracam z porannych zakupów trwających co najwyżej kwadrans, a pies wita się ze mną, jakby nie widział mnie rok. Dzięki temu domowemu gabinetowi spotyka mnie jednak coś bardzo przyjemnego: możliwość pracy z moim psem. Mamy już nawet swoje rytuały – gdy wstaję bardzo wcześnie, to pies wstaje ze mną i ocenia, czy najpierw siądę do pracy, czy jednak z nim wyjdę. Jeśli to pierwsze – wraca pod kołdrę do swojego pana i dalej śpią.
Po wspólnym spacerze i porcji jedzenia codziennie o tej samej porze piesko połazi zwykle po mieszkaniu, a potem stanie tuż obok biurka i będzie czekał. Ja, zupełnie odruchowo już, nie odrywając dłoni od klawiatury i wzroku do monitora, przesuwam w jego stronę kolana – a on wskakuje i się układa, przytulając zwykle do mojego brzucha. Uwierzcie mi, nie ma nic przyjemniejszego niż pies, który przyjdzie się przytulić i posiedzieć z Wami podczas pracy. W ogóle nie rozprasza, a podczas godzin spędzonych na redagowaniu tekstów pozwala zająć wolną dłoń. Naukowcy ponoć udowodnili, że głaskanie zwierząt domowych – psów i kotów – działa kojąco na człowieka, niwelując stres i wzmacniając koncentrację. Nie bez powodu czworonogi wykorzystuje się podczas zajęć z uczniami mającymi problem z koncentracją i przyswajaniem wiedzy. Psy po prostu są. A praca i nauka idą lepiej.
Oczywiście, nie zawsze piesko leży ze mną – w końcu i ja muszę co jakiś czas wstać, rozprostować kości, ugotować obiad, nastawić pranie czy odebrać przesyłkę od listonosza. W tym ostatnim przypadku Mały Biały idzie zwykle ze mną, aby przywitać gościa w progu, po czym goni na swoje posłanie i zapada w drzemkę. Nie muszę chyba dodawać, że posłanie dzienne leży tuż obok mojego biurka 🙂
Gdy mi smutno…
Czasami, jak chyba każdemu, jest mi smutno. Z różnych powodów: bo obejrzałam jakikolwiek program informacyjny w telewizji, czego staram się nie robić. Bo w sklepie nie było moich ulubionych batonów, a miały być. Bo się napracowałam nad czymś, co okazało się niepotrzebne. Jak można się spodziewać, takie akty smutku rosną wprost proporcjonalnie do brzydkiej pogody i dnia miesiąca. I choć mijają równie szybko, jak się pojawiają, to radzę sobie z nimi po swojemu – przede wszystkim wyciszeniem. I tu znów przydaje się piesek. Gdy tylko położę się na sofie w salonie, to piesek przybiega i wskakuje do mnie. Najpierw próbuje ułożyć się na nogach – oboje jednak wiemy, że nie jest to najlepsze miejsce, w którym może leżeć. Ale pozwalam mu zdecydować samemu, w końcu sam przyszedł, to i sam może stwierdzić, gdzie chce leżeć. I nadchodzi ten moment – Mały Biały podchodzi do mnie, siada przed moją twarzą i albo mnie trąca nosem, albo wydaje z siebie dźwięk oznaczający “Hej, jestem tu, zrób mi miejsce!”. Miejsce rzecz jasna się znajduje – pod kocykiem. I gdy Mały Biały już się umości, to kładzie głowę tak, aby móc spojrzeć mi w oczy, po czym liże mnie w nos, merda ogonem i głęboko wzdycha. I już jest dobrze 🙂
W ciężkie noce
Mały Biały każdego wieczoru zasypia u siebie w klatce, z własnej woli. A potem w nocy przychodzi do nas, układa się między nami i śpi. Czasami, gdy i noce bywają ciężkie – a to za gorąco, a to za zimno, a to za dużo jedzenia przed snem – nie śpię, gdy Mały Biały przychodzi. Zazwyczaj to zauważa i na łóżko wchodzi od mojej strony, aby nie zbudzić swojego pańcia – bo ten jest z gatunku raczej sów niż skowronków. Mały Biały w jakiś sposób wie, kiedy mam problemy ze snem, bo przytula się mocno, przylegając do mnie całymi plecami i opierając tylne łapy na moich zgiętych nogach. A potem kładzie głowę na moim łokciu, jeśli trzymam rękę pod poduszką, głęboko wzdycha i idzie spać. No a ja oczywiście najpierw miziam, a potem – zasypiam…
Na szczęście, po każdym ciężkim dniu przychodzi noc, a po ciężkiej nocy – poranek. Poranki są chyba moją ulubioną porą dnia, w czasie której jest jeszcze cisza, spokój, ptaszki śpiewają i wokół panuje przyjemna atmosfera, tak jakby i świat przeciągał się i budził do życia. Jeśli my budzimy się nieco zbyt długo albo zadzwonił budzik, a my jednak nie wstajemy – Mały Biały kładzie się między nami, wybiera ofiarę i się w nią wpatruje. Patrzy i patrzy… no i człowiek musi się zbudzić, nie ma bata. A wtedy jest radość, lizanie po nosie, merdanie ogonem, drapanie, turlanie i inne wygłupy. I znów wiadomo, że – niezależnie od tego, jak ciężki będzie dzień – poranek będzie wart każdej chwili.
Świetny, bardzo życiowy post 🙂
Dla mnie najcudowniejszym fragmentem dnia są powroty z pracy. Kiedy wkładam klucz w drzwi już słyszę popiskiwanie, ziewanie, lekkie podszczekiwania a jak tylko wejdę do domu czekają na mnie dwa najszczęśliwsze na świecie psiaki – bo przecież Pani wróciła 🙂 Na szczęście duży Rex skupia się na merdaniu ogonka i przytulaniu się do moich nóg z kolei Kris (6,5 kg psa 😀 ) obskakuje mnie dookoła, szczerzy ząbki w przepięknym uśmiechu i lata po mieszkaniu szukając czegoś (zabawki, ew. kapcia) co mógłby mi przynieść w swoich małych ząbkach.
Poranki również uwielbiam. Przeważnie budzę się pierwsza. W moich nogach śpi Rex a pomiędzy mną a mężem rozciągnięty Krisek. Kiedy psiaki zauważą, że już nie śpię zaczyna się zabawa 🙂 Rex tarza się po łóżku, wyciąga łapeczki i szoruje pycholkiem po kołdrze a Krisek patrzy leniwie, również się przeciągnie i przeważnie dalej wraca do spanka 😛
Heh… psy rzeczywiście działają jak terapeuci. Już pisząc o nich na twarzy pojawia się uśmiech 🙂
Ja najbardziej za to uwielbiam wspólne wieczory. Człowiek wraca zmęczony z pracy, zajmuje się spacerem, domowymi obowiązkami, a wieczór to taki czas, gdzie możemy sobie wspólnie, we trójkę, powygłupiać się, pobawić, albo po prostu wtulić się wszyscy i oglądać film (my) i spać (Terror) 🙂