Sierść w zupie, czyli rzecz o linieniu

Nie wiem, jak to wygląda u Was, ale w naszym przypadku tracenie sierści przez małego białego doprowadzało nas momentami do ogromnej frustracji. Głównie wynikała ona z tego, że choć byliśmy przygotowani na linienie, to jednak nie wizualizowaliśmy sobie najwyraźniej dość dobrze, jak będzie wyglądać biała sierść na wszystkim. Nie to, żeby nam to jakoś bardzo przeszkadzało – powiedzmy, że nauczyliśmy się z tym żyć, nie stanowiło to ogromnego problemu dla naszego zmysłu estetycznego i nie wadzi nam to teraz już za bardzo. Szczerze mówiąc, zwykle zapominamy, że małe białe traci sierść, dopóki nie trzeba założyć czarnej bluzy, czarnego swetra albo dopóki nasi goście nie przyjdą w czarnych skarpetkach (czego już raczej nie praktykują – nie zmienia to faktu, że sierść czepia się nadal, ale jak to mówią: co z oczu, to z serca).

Zupełnie inaczej jest, gdy jesteśmy u kogoś. Przykładowo: gdy jedziemy u kogoś samochodem, zwłaszcza gdy ten ktoś ma włączoną dość wysoką temperaturę w aucie, to małe białe natychmiastowo postanawia zrzucić tonę sierści. Najgorszą cechą jego sierści nie jest fakt, że fruwa sobie ona wszędzie, a to, że wbija się praktycznie w każdy materiał, bo jest pieruńsko twarda (czyli taka, jaka ma być, nie watowata). Z tego powodu bardzo ciężko jest się jej pozbyć na przykład z tapicerki samochodu. Zazwyczaj na takie okoliczności proszę osobę przewożącą, aby wzięła ze sobą stary koc, a na ten koc zwykle i tak kładę jeszcze mój – jak to mawiają starsi, dobre zabezpieczenie to podstawa 😉 Podobny problem zauważyłam, gdy byliśmy u moich albo M. rodziców. Niby im nie przeszkadza, że pies leży na kanapie, ale jednak tak głupio, że zostawia za sobą biały dywanik, bo zwykle tak to wygląda, jak leży w tym samym miejscu przez dwa tygodnie. Z tego powodu mamy nasze zorganizowały na okazję przyjazdu małego białego gustowne koce, które chronią ich kanapy przed wbijaniem się sierści na amen. My zaś regularnie zajmujemy się odkurzaniem 😉
Obecnie małe białe nie linieje tak bardzo, jak niegdyś. Na pewno wynikało to kiedyś z tego, że miał dość jasne objawy alergii – odkąd je to, co powinien, linienie znacznie się zmniejszyło. Drugim aspektem jest to, że przy większym stresie traci sierść, ale to praktycznie każdy czworonóg doświadcza podobnego mechanizmu (nie mówiąc o kocie moich rodziców, który w drodze do weterynarza obkłacza mnie całą, wywołując atak astmy i kataru alergicznego). Małe białe w okresie intensywniejszego linienia, czyli jesienią i wiosną, dostaje dodatkowo preparaty na sierść, a przez cały rok oliwę z oliwek czy rozmaitego rodzaju oleje, dolewane do jedzenia. W czasie, kiedy sierść wypada intensywniej, mały biały dodatkowo jest czesany furminatorem, dzięki czemu większość martwej sierści jednak pozostaje na nim, a nie na naszych rękach podczas głaskania.
W zasadzie inspirację do tej notki stanowiły dwa wydarzenia. Pierwsze to znalezienie przez M. psiego włosa w szczelnie zamkniętej puszce z kawą. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie fakt, że puszka na co dzień stoi w szafce, a kawa była degustowana drugi raz w trakcie jej krótkiego istnienia w naszym domu. O czarodziejskiej sile dostawania się sierści małego białego do zamkniętych fabrycznie puszek pomidorów nie będę już wspominać 😉
Drugie wydarzenie to temat na pewnym forum, gdzie ktoś szukający psa dla siebie był załamany tym, że jack russell terrier i parson russell terrier gubią sierść. Jestem w stanie zrozumieć osoby, które z rozmaitych względów chcą mieć psa nie gubiącego sierści – jedną z takich osób jest moja przyjaciółka. Szanuję to całkowicie, ale jednocześnie wiem, jakie to są względy. I wiem, że ta sama osoba nie wyrzuciłaby na ulicę psa tylko dlatego, że gubiłby sierść. Uważam, że wygląd psa jest bardzo istotny, a gubienie bądź nie sierści jest jakimś aspektem posiadania psa. Tylko wówczas, jeżeli chce się teriera, który nie gubi włosa, to pozostaje właściwie bardzo małe pole do popisu. A jeżeli komuś sierść przeszkadza już na etapie poszukiwań psa, to lepiej, aby się na tego psa gubiącego sierść jednak nie decydował – bo życie z psem ma być przyjemnością, a nie wieczną udręką 😉

O autorze

4 thoughts on “Sierść w zupie, czyli rzecz o linieniu”

  1. Przed Zochą miałam psa o czarnym umaszczeniu.Wszędzie latały czarne włosiska a na białych kaflach prezentowały sie cudownie.Teraz to jest jeszcze gorzej,dopiero wiem co to psi włos:)Raz nawet w kolejce do lekarza pani mnie zaczepiła z pytaniem o psa:)a myślałam że dokładnie ogoliłam spodnie przed wyjściem:)

  2. Przeszłam przez chyba wszystkie typy włosia psiego. Były kłaki schodzące na wiosnę płatami, były włosy zupełnie krótkie (te najgorsze) i troszkę dłuższe, były tez włosy jamnika szorstkowłosego, czegoś w typie jużaka i jakiegoś terierowatego psiska, sierść chow-chowa również by w końcu obecnie mieć Sierściucha z włosem prawie bez podszerstkowym z niewiadomych przyczyn. Możliwe że mieszkanie w ciepłym domu tak wpływa że podszerstek rośnie tylko w nielicznych partiach ciała no i kończac na włosie niewypadającym znaczy pudlim. I mimo iż nigdy jakoś strasznie nie narzekałam na psią sierść to teraz doceniam, jak bardzo doceniam brak wypadających włosów na ubrania, fotele, dywany… Co prawda Pulpeto niby tam się trochę kłaczy ale jak wspominałam nie rośnie prawie wcale mu podszerstek, jest na bieżąco czesany, kąpany plus raz w miesiącu przelatuje go trymerem i furminatorem pluuus dostaje różne dodatki na sierść co znacznie ogranicza jego lnienie. I powiem tak każdy rodzaj futra ma swoje wady i zalety. Jedna z wielu wad pudlej sierści jest jej przemakalność i przepuszczalność dla śniegu i zimna. Więc zawsze jest – coś za coś. 😉

  3. Pingback: FURminator - sposób na sierść - Biały Jack

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top
x  Powerful Protection for WordPress, from Shield Security
This Site Is Protected By
Shield Security